10-letnia Emma Edwards zamieszkiwała wraz z rodziną Karolinę Północną w USA. Dziewczynka od kwietnia ubiegłego roku cierpiała z powodu białaczki limfoblastycznej. Po usłyszeniu z ust lekarzy szokującej diagnozy rodzice postawili sobie za cel spełnienie największego marzenia 10-latki. Tym sposobem na kilkanaście dni przed śmiercią Emma stanęła ze swoim chłopakiem na ślubnym kobiercu.
Jak podaje New York Post, początkowo ceremonię próbowano zorganizować w szkole podstawowej, do której uczęszczała "młoda para". Po odmowie ze strony nauczycieli organizacją wydarzenia zajęli się ich rodzice. Ostatecznie na nieformalnym weselu przygotowanym w dwa dni w przydomowym ogrodzie pojawiło się aż około 100 gości.
"Nasza przyjaciółka prowadziła ceremonię, koleżanka czytała werset z Biblii, a jej (Emmy - red.) najlepsza przyjaciółka była druhną" - opowiadała o przebiegu ślubu mama panny młodej. 10-letnia Emma stanęła na ślubnym kobiercu u boku swojego chłopaka 29 czerwca. Zaledwie 12 dni później dziewczynka zmarła na skutek swojej choroby.
Przed wykryciem nowotworu złośliwego 10-latka sprawiała wrażenie zdrowego dziecka. Pierwsza poważna diagnoza została postawiona gdy dziewczynka trafiła do szpitala po tym, jak poważnie się przewróciła. W organizmie Emmy zaobserwowano nowotwór, który atakuje kości i krew. Choć choroba ta jest zaskakująco często spotykana u dzieci i w większości przypadków można skutecznie z nią walczyć, u 10-latki była ona równoznaczna z wyrokiem śmierci. Mimo podjętego leczenia w czerwcu br. rodzice usłyszeli, że ich córce pozostały zaledwie tygodnie, a może nawet kilka dni życia. "Większość dzieci chce jechać do Disneylandu, ale Emma chciała wyjść za mąż, zostać żoną i mieć troje dzieci" - podsumowała ślubną inicjatywę mama zmarłej 10-latki.