45-letni Johnny Johnson otrzymał w zastrzyku śmiertelną dawkę środka nasennego z grupy barbituranów. We wtorek ok. godz. 18.30 czasu lokalnego został uznany za zmarłego. Tym samym wykonano wyrok śmierci zasądzony w związku z zabójstwem, którego mężczyzna dokonał w lipcu 2002 r. Johnson zabił w opuszczonej fabryce na przedmieściach Valley Park 6-letnią Casey Williamson.
Matka dziewczynki przyjaźniła się w dzieciństwie ze starszą siostrą Johnsona, a nawet pomagała się nim opiekować. W noc poprzedzającą zabójstwo mężczyzna brał udział w grillu, a potem nocował na kanapie w domu Williamsonów. Rano zwabił 6-letnią Casey do opuszczonej huty szkła. Kiedy próbował wykorzystać ją seksualnie, dziewczynka zaczęła krzyczeć i wyrywać się. Wówczas Johson zabił ją przy pomocy cegły.
Ciało dziewczynki znaleziono niedaleko jej domu, w dole pod kamieniami i gruzem. Tego samego dnia sprawca przyznał się do winy. Na kilka godzin przed egzekucją mężczyzna wydał krótkie oświadczenie, w którym przeprosił rodzinę dziewczynki.
Jak podaje agencja Associated Press, Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych odrzucił wcześniej wniosek o wstrzymanie egzekucji. Apelowali o to obrońcy Johnsona, wskazując na stan zdrowia psychicznego mężczyzny. Twierdzili, że Johnson miał urojenia i wierzył w to, że jego śmierć ma zostać wykorzystana przez szatana do doprowadzenia do końca świata. Ponadto, u 45-latka zdiagnozowano schizofrenię. Obrona argumentowała, że w dniach poprzedzających zabójstwo przestał przyjmować leki, a pół roku wcześniej opuścił szpital psychiatryczny. Prawnicy twierdzili też, że jego zaburzenia psychiczne nie pozwalają mu na zrozumienie związku między popełnionym przez niego przestępstwem a karą. Były prokurator hrabstwa St. Louis, Bob McCulloch, przekonywał jednak w rozmowie z AP, że mężczyzna "dokładnie wiedział, co robi". AP wskazuje, że to szesnasta egzekucja przeprowadzona w Stanach Zjednoczonych w tym roku.
Eksperci od lat wskazują, że, wbrew stereotypom, osoby doświadczające schizofrenii nie są niebezpieczne. - Media przedstawiają często chorych na schizofrenię jako osoby dziwne, o niezrozumiałych reakcjach, agresywne. Tymczasem zdecydowana większość takich ludzi, jeśli tylko są oni odpowiednio leczeni, może prowadzić normalne życie, uczyć się, pracować, zakładać rodziny - mówiła w opublikowanym przed laty wywiadzie na portalu Naukawpolsce.pl psycholog Anna Bielańska z Kliniki Psychiatrii Dorosłych Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Chorzy na schizofrenię nie są pełni agresji, lecz przede wszystkim pełni lęku. Dodatkowych cierpień przysparza im fakt, że inni odwracają się od nich. Takie osoby potrzebują wsparcia. Czasami wystarczy zwykłe życzliwe słowo od osoby zdrowej - podkreślała ekspertka.