Według dodatkowego aktu oskarżenia ogłoszonego przez prokuraturę współpracownicy Donalda Trumpa polecili pracownikowi technicznemu wykasowanie nagrań wideo z monitoringu jego posiadłości Mar-a-Lago. Miało to się wydarzyć po otrzymaniu przez nich sądowego nakazu udostępnienia nagrań ławie przysięgłych, która analizowała zasadność zarzutów prokuratorskich. Manager Mar-a-Lago Carlos De Oliveira miał powiedzieć, że kasowanie nagrań wykonano na "polecenie szefa".
W dodatkowym akcie oskarżenia znajdują się trzy nowe zarzuty wobec byłego prezydenta USA. Oznacza to, że łączna ich liczba wynosi już czterdzieści. Według prokuratury Donald Trump zabrał ze sobą z Białego Domu dokumenty z klauzulą najwyższej tajności i pokazywał je osobom nieuprawnionym. Jeden z takich dokumentów dotyczył planów potencjalnego ataku na Iran.
Same zarzuty niszczenia dowodów niosą ze sobą karę do 20 lat więzienia. Sztab wyborczy Donalda Trumpa nazwał działania prokuratury ingerencją w wybory prezydenckie 2024 roku.
Przed kilkoma miesiącami były prezydent USA został oskarżony o fałszowanie dokumentacji biznesowej w 2016 roku w związku z przekazaniem 130 tysięcy dolarów byłej gwieździe porno Stormy Daniels. Z kolei w czerwcu Donald Trump został formalnie postawiony w stan oskarżenia w związku z zatrzymaniem dokumentów objętych klauzulą tajności.
Polityk nie przyznaje się do winy. Stwierdził, że Amerykanie byli "świadkami najbardziej niegodziwego i haniebnego nadużycia władzy w historii kraju". Powiedział, że jest "prześladowany politycznie, jak w faszystowskim lub komunistycznym" państwie. - Ze smutkiem patrzę, jak skorumpowany urzędujący prezydent aresztuje swojego czołowego przeciwnika politycznego na podstawie fałszywych i sfabrykowanych zarzutów - podkreślił i stwierdził, że Joe Biden "wraz z bandą zbirów, odmieńców i marksistów próbuje zniszczyć amerykańską demokrację". Jak dodał, jeśli wygra wybory prezydenckie, wyznaczy "specjalnego prokuratora", który zajmie się Joe Bidenem.