Według danych z blogu Oryx podliczającego na podstawie zdjęć i nagrań straty w sprzęcie podczas wojny ukraińskie wojsko straciło już 17 Krabów. Głównie od rosyjskich dronów uderzeniowych Lancet. Praktyka weryfikowania statystyk blogu Oryx wskazuje, że zazwyczaj trzeba doliczyć kolejne 15-20 procent strat, które nie zostały udokumentowane na bieżąco i wyjdą na jaw dopiero po dłuższym czasie. Można więc zakładać, że Rosjanie skutecznie zniszczyli do około 20 Krabów. Natomiast według nieoficjalnych ustaleń Gazeta.pl, Polska dostarczyła Ukrainie już około 80 takich maszyn.
Oznacza to, że co czwarty Krab został zniszczony, a do tego istotna część najpewniej dodatkowo uszkodzona. To najwyższy poziom strat wśród różnych typów artylerii samobieżnej dostarczonej z NATO. Tylko brytyjsko/norwesko/włoskie starsze M109 (konstrukcja amerykańska) mają zbliżony. Ich zniszczono na pewno 18, czyli łącznie pewnie w rejonie 20. Tylko tych Ukraińcy mieli dostać już dobrze ponad 100. Co czyni ich straty relatywnie lżejszymi niż w przypadku Krabów.
Czy tak wysokie straty oznaczają, że z produkowanymi w Polsce armatohaubicami jest coś nie tak? Wręcz przeciwnie. Wskazuje na to, co piszą i mówią Ukraińcy oraz to, co usłyszeliśmy nieoficjalnie od polskich wojskowych oraz przedstawicieli przemysłu. Kraby w znacznej mierze stały się ofiarą swojego sukcesu. Otóż ze wszystkich dostarczonych z NATO zachodnich, samobieżnych systemów artylerii lufowej, te z Polski są najbardziej wytrzymałe, uniwersalne i najlepiej radzą sobie w terenie. Do tego wysokie noty otrzymują za dobry automatyczny system przeciwpożarowy i ostrzegania przed oświetleniem laserem, co przekłada się na względnie wysoką przeżywalność. Oznacza to, że są bardzo intensywnie wykorzystywane, czasem nawet bardzo blisko linii frontu. Razem składa się to na bardzo częste wystawianie Krabów na względnie wysokie ryzyko. To oznacza natomiast nieuniknione straty. Na wojnie bez ryzyka nie ma zysku.
Oceny na temat jakości Krabów regularnie pojawiają się w ukraińskich mediach i relacjach z frontu. Streszczaliśmy je już rok temu, kiedy pierwsze armatohaubice z Polski trafiły na front. Opinia Ukraińców do dzisiaj się nie zmieniła. Można to zobaczyć na przykładzie artykułu w portalu "Sprotyv.info" opublikowanym 24 lipca. Jego autorem jest " obserwator wojskowo-polityczny" Oleksandr Kowalenko. Już w tytule pada stwierdzenie, że Kraby "sprawdziły się" na polu bitwy. Później wymieniane są zalety i wady polskich AHS (stosowany w polskim wojsku skrót od armatohaubica samobieżna). Te pierwsze to według Ukraińca między innymi zdolność do szybkiego przejścia ze stanu jazdy do prowadzenia ostrzału i z powrotem, co jest niezwykle ważne, ponieważ ogranicza czas pozostawania na stanowisku ogniowym, gdzie każdy sprzęt tego rodzaju jest najbardziej wystawiony na ryzyko. Do tego duży zasięg i precyzja ostrzału. Chwalona szczególnie jest zdolność do szybkiego oddania trzech strzałów w 10 sekund. Wszystko to nie jest jednak niczym wyjątkowym wśród nowoczesnych armatohaubic, co by pozwalało zrozumieć odmienność skali użycia i strat Krabów w Ukrainie.
Kluczowe jest to, co autor stwierdza odnośnie niezawodności, mobilności i odporności na ekstremalne warunki działania. Warto przy tym uświadomić sobie, w jakich warunkach Ukraińcy używają Krabów. To nie kilka dni poligonu i łatwo dostępne dobre zaplecze techniczne. To tygodnie, miesiące ciągłego używania maszyny na skraju jej możliwości i katowaniu jej, byle zapewnić odpowiednie wsparcie ogniowe żołnierzom na froncie i jeszcze wyjść z tego w jednym kawałku. Do tego jesienią i zimą dużo błota oraz trudnych warunków terenowych. No i na to wszystko pośpiesznie przeszkolone załogi, które nie zawsze wykorzystują sprzęt zgodnie z instrukcjami oraz nie zawsze mają czas, chęć i umiejętności do prowadzenia prawidłowej obsługi technicznej. Jak to na froncie. Jak piszą sami Ukraińcy, oraz co usłyszeliśmy w nieoficjalnych rozmowach z przedstawicielami polskiego przemysłu, a także wojska, Kraby okazały się na takie traktowanie i warunki odporne. Bardziej niż inne dostarczone z zachodu samobieżne systemy artyleryjskie.
Stare amerykańskie M109 mają w porównaniu z Krabami słabe silniki i pomimo mniejszej masy gorzej radzą sobie w terenie. Nie wspominając o tym, że to poprzednia generacja jeśli chodzi o zasięg, celność i intensywność prowadzonego ognia, przez co nie da się ich używać do najbardziej wymagających zadań. Niemieckie Panzerhaubize 2000 są najwyższą klasą, jeśli chodzi o prowadzenie ognia, jednak są pod pewnym względami zbyt skomplikowane w starciu z realiami frontowymi. Ich w pełni automatyczny system ładowania wymaga bardzo czystego środowiska pracy, intensywnej obsługi i dedykowanej amunicji, aby pozostawać sprawnym. Dodatkowo niemieckie działa mają silnik o takiej samej mocy jak Kraby (1000 koni mechanicznych), ale są o 6 ton cięższe, co przekłada się na odczuwalnie gorsze zdolności radzenia sobie w terenie. Francuskie Caesary są pojazdami kołowymi, nie gąsienicowymi, więc pomimo świetnej celności i zasięgu, nie radzą sobie z trudnym terenem. Do tego nie są w ogóle opancerzone, więc nie nadają się do działania blisko linii frontu i w najbardziej ryzykownych warunkach.
Do tych wszystkich kwestii trzeba dodać, że amunicja kalibru 155 mm dostarczana z NATO jest najróżniejszej jakości i rodzajów. Pomimo wspólnego kalibru, czyli średnicy. Pociski z różnych krajów potrafią się różnić masą o kilka kilogramów. Ładunki miotające (wkłada się je do działa oddzielnie od pocisku i zawierają materiał wybuchowy "miotający" pocisk w kierunku celu) różniące się mocą i jakością. Dla bardzo precyzyjnych urządzeń, jakimi są nowoczesne armatohaubice, to istotne czynniki. Mogą przyśpieszyć zużycie mechanizmów, czy wręcz doprowadzić do ich awarii, nie wspominając o istotnym wpływie na celność. Krab ma sobie dobrze radzić z przyjmowaniem wszystkiego, co akurat dostarczy logistyka. Co oznacza, że częściej może prowadzić ogień niż na przykład PzH2000.
To wszystko nie oznacza, że Kraby są bronią idealną. Kowalenko zwraca uwagę, że jak już dojdzie do jakiejś awarii, to trudno ją usunąć na miejscu, tylko trzeba ewakuować wóz na zaplecze i tam przeprowadzać naprawy. Nie jest to jednak wielkim zaskoczeniem, kiedy porównuje się standardy starszej broni pochodzenia radzieckiego, z nowoczesną bronią zachodnią. Krab jest po prostu znacznie bardziej skomplikowany i nie nadaje się do prowizorycznych napraw przy użyciu prostych narzędzi. W zamian za to ma potencjał bojowy z zupełnie innej planety. Kowalenko stwierdza również, że Krab mógłby mieć automat ładowania, bo taki jest trend w nowoczesnych armatohaubicach. To jednak dyskusyjny wniosek po tym, jak efektywność takiego systemu w PzH2000 została zweryfikowana przez front. Gdyby ktoś zbudował znacznie bardziej niezawodny automat ładowania to owszem, na pewno lepiej byłoby go mieć. Nieoficjalnie Ukraińcy mają też pewne zastrzeżenia do systemu Obra, który między innymi wykrywa oświetlenie wiązką lasera. Mają sugestie jak go poprawić, ale generalnie są z niego zadowoleni, bo na przykład znacznie podnosi szanse uniknięcia trafienia naprowadzanym laserowo rosyjskim pociskiem artyleryjskim Krasnopol.
Głównym wrogiem Krabów są jednak rosyjskie drony uderzeniowe Lancet. Obok Krasnopoli to podstawowe narzędzie Rosjan do atakowania ukraińskiej artylerii, obrony przeciwlotniczej i innego cennego sprzętu trzymającego się od kilku do kilkudziesięciu kilometrów za linią frontu. Z nagrań wynika, że Lancety dopadają Kraby głównie w miejscach, gdzie stoją ukryte pomiędzy wyjazdami na prowadzenie ostrzału (tak zwane zadania ogniowe) albo podczas ładowania amunicji.
W starciu z Lancetem żadne działo samobieżne nie jest bezpieczne. Wszystkie są lekko opancerzone, tak aby przetrwać spotkanie z pociskami z karabinów i odłamkami z pobliskich wybuchów. PzH2000 dodatkowo jest zabezpieczona przed amunicją kasetową. W spotkaniu z Lancetem dysponującym silną głowicą kumulacyjną na wiele to by się jednak nie zdało. Kwestia opancerzenia nie jest więc tym, co by wpływało na poziom strat. Przy czym nie ma pewnych danych, w jakim stopniu Lancety są skuteczne. Rosjanie udostępniają tylko nagrania udanych ataków. Ile było ich w ogóle, tego nie wiadomo. Nieoficjalnie Ukraińcy twierdzą, że na każdy udany atak kończący się zniszczeniem Kraba przypada wiele nieudanych lub takich, które powodują jedynie uszkodzenia. Jeden taki przypadek opisywaliśmy w styczniu.
Biorąc to wszystko pod uwagę, względnie wysokie straty dostarczonych z Polski armatohaubic przestają dziwić. Są bardzo dobrze wyważonym połączeniem możliwości i odporności na trudny wojenne. Są najintensywniej wykorzystywane i najczęściej wystawiane na ryzyko. Szansa na poniesienie strat jest więc adekwatnie wyższa niż w przypadku innych porównywalnych systemów. Przy czym bezpowrotna utrata około 20 pojazdów na przestrzeni roku, to i tak nie jest zły wynik. Polskie wojsko zakłada, że w konflikcie pełnoskalowym z równorzędnym przeciwnikiem, z baterii 24 dział po tygodniu walk pozostanie 8 sprawnych.