Otrzeźwiające wnioski z wizyty na froncie. Nie będzie szybkich sukcesów Ukraińców

Ukraińska ofensywa idzie gorzej, niż można było mieć nadzieję. Grupa zachodnich ekspertów po wizycie w Ukrainie zgodnie stwierdza, że owszem Ukraińcy potrzebują więcej broni i amunicji, ale mają też wiele do zrobienia jeśli chodzi o to, jak walczą. Zwłaszcza w temacie koordynacji, dowodzenia i wyszkolenia.

- Narracja, według której ukraińskie postępy są powolne z powodu niedostatecznych dostaw broni i amunicji z Zachodu, jest spłycaniem istoty problemu. Nie podzielają jej żołnierze, którzy walczą na froncie i z którymi rozmawialiśmy. Większy wpływ na niezdolność Ukraińców do przełamania rosyjskiej obrony ma to, że nie potrafią prowadzić złożonych działań ofensywnych na dużą skalę - pisze Franz-Stefan Gady, analityk wojskowości współpracujący między innymi z Międzynarodowym Instytutem Studiów Strategicznych (IISS).

Niedawno wrócił on z wyjazdu studyjnego do Ukrainy, gdzie wraz z trzema innymi uznanymi analitykami, Michalem Kofmanem, Robem Lee i Konradem Muzyką, mieli możliwość pojechać w rejon walk i rozmawiać bezpośrednio z ukraińskimi żołnierzami oraz oficerami. Wszyscy mają podobne wnioski: skuteczna obrona Rosjan i problemy ze sprzętem oraz amunicją to jedno, ale Ukraińcy mają istotny problem z tym, jak walczą.

Początek ofensywy poszedł źle

Przez ostatnie półtora roku łatwo było się przyzwyczaić do myśli, że Rosjanie są głupi, nieudolni i nieelastyczni, a Ukraińcy walczą mądrze, sprawnie, z wielkim poświęceniem oraz innowacyjnie. Kolejne sukcesy wojska ukraińskiego i ciężkie straty rosyjskiego przez pierwszy rok wojny wydawały się to potwierdzać. To, co się dzieje teraz, jest jednak momentem otrzeźwienia. Ukraińcy nie są bogami wojny. Zwłaszcza kiedy przychodzi do prowadzenia działań ofensywnych na dużą skalę, a przeciwnik jest przygotowany i działa kompetentnie. - Ukraińskie wojsko udowodniło, że jest świetne w obronie. Jednak ofensywa to co innego - stwierdza w podkaście portalu "War on the Rocks" Michael Kofman, analityk z think-tank Carnegie Endowment.

- Postawmy jedną sprawę jasno. To, co widzieliśmy na początku czerwca, to była realna próba przeprowadzenia przez Ukraińców zdecydowanych uderzeń, przełamania frontu i szybkiego osiągnięcia celów strategicznych na Zaporożu - mówi w tym samym podkaście Rob Lee, analityk Instytutu Badań nad Polityką Międzynarodową (FPRI). Ukraińcy zaatakowali wówczas na kilku kierunkach, odnosząc bardzo umiarkowane sukcesy i ponosząc miejscami bolesne straty. Wówczas nie brakowało głosów, że to tylko testowanie i zwodzenie Rosjan, a główny akt ofensywy dopiero nastąpi. - To była pierwsza faza operacji i nie była ona udana. To nie oznacza, że ofensywa skończyła się porażką. Jednak pierwsza próba nie poszła zgodnie z planem - stwierdza Lee, a wszyscy trzej pozostali analitycy się z tym zgadzają. Ponieważ próby przełamania frontu nie wyszły, Ukraińcy nie zaangażowali reszty sił, które dalej mają w odwodzie i ciągle mogą je wykorzystać.

Dlaczego nie wyszły? Oczywiście tak jak wszyscy, analitycy podkreślają fakt, że Rosjanie bardzo dobrze przygotowali się do obrony. Postawili bardzo rozległe pola minowe, wykraczające poza to, co przewiduje standardowa doktryna. Do tego dobrze przygotowane umocnienia i sprawne operowanie dostępnymi siłami. Czwórka analityków zwraca jednak też uwagę na to, co jest opisywane rzadziej, czyli niedomagania samych Ukraińców. - To trudny temat, ale chodzi o poważne problemy ze strukturą oddziałów, koordynacją i jakością wyszkolenia. Zabrakło zorganizowania i doświadczenia w przeprowadzaniu złożonych operacji ofensywnych na dużą skalę. Zamiast całych brygad, najczęściej atakowały wzmocnione kompanie (w uproszczeniu 100-200 ludzi, a nie kilka tysięcy - red.). Dlatego mogło się początkowo wydawać, że to, co widzieliśmy na początku czerwca, to były tylko wstępne przymiarki i próby rozpoznania bojem - mówi Kofman. Jednak jego zdaniem Ukraińcy robili tak, ponieważ mieli problem ze skoordynowaniem czegoś większego.

Zbyt ambitne zadanie dla Ukraińców

- Przykładem może być historia jednego z początkowych ataków ofensywy. Kolumna miała zaatakować w nocy, aby w pełni wykorzystać zalety systemów obserwacji zachodniego sprzętu. Jednak doszło do opóźnień i atak ruszył świtem. Nie skoordynowano tego z artylerią, która przeprowadziła zmasowany ostrzał o wcześniej ustalonej godzinie w nocy. W efekcie atakująca w świetle dnia kolumna natknęła się na rosyjską obronę, która miała czas pozbierać się i działała sprawnie. Skończyło się porażką, którą zadały nie tyle same miny, ale zmasowane użycie przez Rosjan kierowanych rakiet przeciwpancernych, śmigłowców i artylerii - opisuje Lee. Ten opis jest skondensowanym przykładem na problemy trapiące Ukraińców. Wszyscy czterej analitycy zgodnie wskazują mało elastyczne dowodzenie, problemy z dostosowywaniem się do zmieniającej się rzeczywistości, problemy w koordynacji i komunikacji, problemy z wyszkoleniem. Kuleć ma też rozpoznanie rosyjskich pozycji, pól minowych i współpraca z artylerią. Czyli są liczne niedomagania, które czynią bardzo trudnym udane przeprowadzenie operacji połączonych na dużą skalę, co jest uznawane za konieczne do zdecydowanego przełamania frontu i uzyskania szybkich postępów.

- Oczywiście zawsze było jasne, że to będzie trudne. Biorąc pod uwagę sytuację, Ukraińcy musieli przeprowadzić pierwsze uderzenia perfekcyjnie, aby mieć szansę powodzenia. Nie udało się - uważa Lee. W jego ocenie nowe ukraińskie brygady sformowane przy pomocy NATO, które dostały najlepszą zachodnią broń i przeszły szkolenia na zachodzie, nie spełniły pokładanych w nich nadziei. - Nie ma co ukrywać, że szkolenia były bardzo krótkie. Było bardzo mało czasu na zgrywanie pododdziałów i wypracowanie dobrej współpracy z elementami wsparcia (artyleria, obrona przeciwlotnicza, rozpoznanie, inżynierzy - red.) - opisuje Lee. Nie bez powodu w ramach NATO dla brygady zakłada się trzy lata intensywnego szkolenia do osiągnięcia optymalnej efektywności. Ukraińcy mieli kilka miesięcy. Jak widać doświadczenie bojowe i silna motywacja nie wystarczają. Nauczyć podstawowej obsługi czołgu czy innego pojazdu to jedno. Nauczyć kilka tysięcy osób dobrego współdziałania w stresie pola walki i użycia 30 czołgów na raz, to co innego. - Przy czym jakość kadry oficerskiej i podoficerskiej, którą dane nam było poznać, była świetna, a morale pozostaje wysokie. Nie da się jednak ukryć, że są problemy z jakością czynnika ludzkiego, wobec powoływania teraz do służby starszych i mniej kompetentnych ludzi - stwierdza Gady.

W jego ocenie nawet zwiększenie dostaw zachodniego sprzętu w takich kategoriach jak rakiety dalekiego zasięgu, obrona przeciwlotnicza, pojazdy pancerne, choć istotne jeśli chodzi o podtrzymanie wysiłku wojennego Ukraińców, najprawdopodobniej nie będzie miało decydującego wpływu na zmianę sytuacji na polu walki. Do tego konieczne jest nauczenie się Ukraińców lepszego użycia ich w działaniach ofensywnych. - To się dzieje, ale idzie powoli i jest dalekie od finału. Warto przy tym zaznaczyć, że w mojej ocenie większość wojsk NATO w tej sytuacji miałoby jeszcze większe problemy - stwierdza analityk.

Perspektywa długiej i krwawej walki

Z uwagi na powyższe, ofensywa mająca być manewrową, przerodziła się w standard tej wojny. Powolne, metodyczne ataki na ograniczoną skalę przy dużym użyciu artylerii. - Efekt tego taki, że postępy są liczone w metrach, a nie kilometrach. Oddziały zmechanizowane są rzadko używane z powodu braku zdolności zapewnienia im możliwości efektywnego działania. To wojna małych pododdziałów piechoty i artylerii - pisze Gady. W takich realiach Rosjanie nawet wobec problemów z amunicją i przewagi ukraińskiej artylerii są w stanie dość skutecznie i uparcie się bronić. - Nie zaobserwowałem dowodów na systematyczne rozbijanie rosyjskich linii obronnych, ani na skoordynowane wyniszczanie ich systemu dowodzenia oraz zaopatrzenia, co mogłoby doprowadzić do załamania się obrony - dodaje analityk.

- Ofensywa tego rodzaju może trwać jeszcze miesiące. Długotrwałe zacięte walki i stopniowe postępy. Uzyskanie przez Ukraińców powodzenia w takich warunkach będzie trudne - uważa Kofman. Dodaje, że Rosjanie bronią się zgodnie z podręcznikami, ale też odrabiają lekcje z wcześniejszych porażek. - Widać innowacje w rodzaju fałszywych okopów-pułapek, mocno zaminowanych i tylko czekających, aż wskoczy do nich nacierająca ukraińska piechota. Miny przeciwpancerne układane paczkami, tak aby niszczyć specjalne pojazdy rozminowujące, które zaprojektowano do zniesienia wybuchu jednej na raz - opisuje Kofman. Jakość rosyjskich oddziałów ma być bardzo nierówna, ale Rosjanie są tego świadomi i mają dość skutecznie w razie potrzeby wspierać te najgorsze tymi najlepszymi, aby zapobiegać panice i ucieczkom. Dodatkowo Kofman zaprzecza dość popularnym w sieci twierdzeniom, że Rosjanie ustawili większość swoich sił na przedzie obrony, gdzie są one właśnie skutecznie wykrwawiane przez Ukraińców, dzięki czemu za pewien czas załamią się, co pozwoli uzyskać szybkie sukcesy. - Nie wierzę w tę wersję. To zbyt optymistyczne. Wszystko wskazuje raczej na to, że rosyjskie oddziały są ustawione głęboko i używane rozsądnie - twierdzi analityk.

- Oczywiście w tego rodzaju wojnie na wyniszczenie zapewnienie odpowiednich dostaw amunicji i sprzętu jest konieczne i powinno być zapewnione. Jednak żołnierze walczący na pierwszej linii, z którymi rozmawialiśmy, są zgodni co do tego, że brak postępów jest częściej powodowany czym innym. Sposób użycia sił, kiepska taktyka, brak koordynacji, konflikty wewnętrzne i biurokracja, sowiecka mentalność części wojska no i zdeterminowana obrona Rosjan - stwierdza Gady.

Zobacz wideo
Więcej o: