Poszukiwania 2,5-rocznego Emile'a trwały od soboty 8 lipca. Chłopiec zaginął w niewielkiej miejscowości Vernet w południowej Francji. W akcję zaangażowanych było ponad 800 osób, w tym mieszkańcy wioski, służby oraz wolontariusze. W trakcie poszukiwań wykorzystano helikoptery, drony wyposażone w kamery termowizyjne oraz specjalnie wyszkolone psy tropiące. W związku z brakiem jakichkolwiek tropów 12 lipca lokalny prokurator przekazał opinii publicznej, że poszukiwania zostają odwołane, a śledztwo wkracza w kolejną fazę.
Zdaniem prokuratora Remy'ego Avona, trwające blisko pięć dni szeroko zakrojone poszukiwania nie przyniosły żadnych nowych tropów, które mogłyby pomóc w rozwikłaniu zagadki zniknięcia małego Emile'a. W związku z brakiem postępów służby zdecydowały o zakończeniu poszukiwań i wprowadzeniu śledztwa w kolejną fazę. Nowy etap zakłada przede wszystkim zebranie i przeanalizowanie wszystkich dotychczas zgromadzonych w terenie danych. Śledczy mają się skupić w szczególności na zapisach rozmów telefonicznych mieszkańców wioski.
W trakcie poszukiwań służby otrzymały blisko 1200 zgłoszeń, ale żadne z nich nie pomogło w odnalezieniu chłopca. W związku z tym prokurator zaapelował do obywateli o przekazywanie wyłącznie przydatnych faktów, "aby nie zatopić śledczych w bezużytecznych informacjach". Jako przykład podał zgłoszenie o małym chłopcu przypominającym Emile'a, który podróżował kamperem w jednym z francuskich departamentów w rejonie Alp. Do zgłoszenia została zmobilizowana cała jednostka, która jednak po przeszukaniu pojazdu uznała, że trop okazał się błędny.
Remy Avon podkreślił, że szanse na odnalezienie chłopca żywego maleją. - Z medycznego punktu widzenia, po 48 godzinach, biorąc pod uwagę młody wiek i kondycję dziecka, a także fakt, że człowiek zostałby pozbawiony jedzenia i wody w trakcie trwających obecnie upałów, rokowania na przetrwanie są bardzo małe - przekazał prokurator. Śledczy rozważają różne scenariusze, jak m.in. to, że Emile mógł wpaść do pobliskiego wąwozu, ulec wypadkowi z udziałem samochodu lub ciągnika. Nie wyklucza się porwania, choć te uznają za mniej prawdopodobne. Tłumaczą, że Vernet, jest "ślepym zaułkiem", w którym nikt nie zaryzykowałby uprowadzeniem. - Wszyscy się tu znamy, nie sądzę, żeby ktoś obcy mógł pojawić się w wiosce niezauważony - powiedział cytowany przez serwis laprovance.com mieszkaniec Vernet.