17 czerwca 2019 roku 24-letni Tabrez Ansari padł ofiarą linczu. Jak informuje "Hindustan Times", tłum zaatakował mężczyznę, ponieważ oskarżano go o kradzież motocykla. Przywiązany do słupa muzułmanin był bity i zmuszany do intonowania hinduskich haseł religijnych. Tortury trwały 12 godzin. 20 czerwca Ansari został aresztowany przez policję. Dwa dni później trafił do szpitala, gdzie zmarł. Sąd skazał uczestników linczu na 10 lat więzienia. Żona zmarłego zapowiedziała, że odwoła się od tego wyroku.
Gazeta "The Hindu" przekazała, że w sprawie linczu na Tabrezie Ansarim zatrzymano 13 osób. Jeden z oskarżonych zmarł w trakcie procesu, a dwóch uniewinniono. 10 mężczyzn zostało uznanych za winnych zabójstwa. Żona 24-latka skomentowała ten wyrok w rozmowie z agencją prasową AFP, o czym możemy przeczytać na portalu dawn.com.
- Szanuję orzeczenie sądu, ale nie jestem z niego w pełni zadowolona. Zwrócimy się do sądów wyższej instancji o sprawiedliwość - przekazała kobieta, która zapowiedziała, że będzie domagać się wyższej kary dla uczestników linczu. Żona Ansariego uważa również, że indyjska policja brała udział w zabójstwie jej męża.
Sprawa Tabreza Ansariego wywołała protesty w Indiach i była gorąco komentowana przez uczestników tamtejszej debaty publicznej. Do linczu doszło na terenie stanu Jharkhand, w którym rządziła wówczas Indyjska Partia Ludowa, ugrupowanie premiera Narendry Modiego. Jak informuje portal varthabharati.in, tuż po śmierci Ansariego jeden z liderów opozycji nazwał lincz "skazą na człowieczeństwie" i skrytykował "milczenie" indyjskich władz, które uznał za "szokujące".
Premiera Indii krytykowano za to, że nie potępił w zdecydowany sposób przemocy religijnej. Narendra Modi powiedział natomiast, że zabójstwo Tabreza Ansariego jest dla niego "bolesne", a sprawcy linczu powinni zostać surowo ukarani.