Jak informuje amerykański dziennik, w niedzielę około godziny 20:45 czasu lokalnego, w Białym Domu znaleziono biały proszek, w związku z czym zarządzono ewakuację. Wstępny test wykazał, że była to kokaina. Cztery minuty później, strażak z zespołu ds. materiałów niebezpiecznych miał przekazać wyniki testu: "Mamy żółty pasek z informacją o chlorowodorku kokainy". Amerykańskie służby specjalne przekazały, że substancja została znaleziona w "obszarze roboczym" podczas rutynowej inspekcji. Jej ilość miała być niewielka.
"W niedzielę wieczorem kompleks Białego Domu został prewencyjnie zamknięty, ponieważ funkcjonariusze Secret Service Uniformed Division badali nieznany przedmiot znaleziony w obszarze roboczym" - przekazał rzecznik Secret Service Anthony Guglielmi w oświadczeniu.
Anthony Guglielmi poinformował, że substancja jest poddawana dalszym testom w celu dokładnej identyfikacji. Władze sprawdzają także, w jaki sposób trafiła do Białego Domu. Rzecznik przekazał, że straż pożarna ustaliła, iż substancja, którą znaleziono w "zachodnim skrzydle", nie stanowi "zagrożenia". Guglielmi odmówił podania informacji, w jaki sposób konkretnie substancja została zapakowana. Przekazał jedynie, że została znaleziona przez członków Secret Service przeprowadzających rutynowy obchód budynku.
Źródło BBC przekazało, że substancja została znaleziona w magazynie w szafce używanej przez personel Białego Domu. Jak podaje stacja, prezydent Joe Biden i jego rodzina przebywali w tym czasie w rezydencji Camp David, około 100 kilometrów od Waszyngtonu. "Zachodnie Skrzydło to duża, wielopoziomowa część Białego Domu, w której znajdują się biura prezydenta Stanów Zjednoczonych, w tym Gabinet Owalny. Znajdują się tam również biura wiceprezydenta, szefa personelu Białego Domu, sekretarza prasowego i setek innych pracowników, którzy mają do nich dostęp" - informuje BBC.