Co istotne, udane użycie ADM-160 MALD nad Ukrainą jest dobrym prognostykiem na wypadek ewentualnej wojny NATO z Rosją. Widać, że to, co wymyślono i wyprodukowano na Zachodzie, sprawdza się w starciu z rosyjską obroną przeciwlotniczą, którą tradycyjnie określano jako najsilniejszą na świecie.
Ukraińcy używają MALD-ów od prawie dwóch miesięcy. Pierwsze zdjęcia szczątków tychże wabików pojawiły się 12 maja. Znaleziono je na terenie okupowanego miasta Ługańsk, po pierwszym ukraińskim ataku przy użyciu brytyjskich rakiet manewrujących Storm Shadow. Ewidentnie amerykańskie wabiki zostały użyte w tandemie z nimi, zwiększając szanse na udany atak. Ukraińcy trafili wówczas z powodzeniem prawdopodobnie stanowisko dowodzenia wyższego szczebla. Od tego czasu nie było kolejnego tak głośnego przypadku użycia ADM-160. Niedawno pojawiło się jednak nagranie, które prawdopodobnie je ukazuje. Miało zostać wykonane na terenie lotniska obok okupowanego Berdiańska, które zostało zaatakowane rakietami Storm Shadow.
- Na tymże nagraniu, ze względu na jego bardzo słabą jakość, wiele szczegółów oczywiście nie widać. Z tego co widać, można jednak wysnuć pewne wnioski - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Dawid Kamizela, dziennikarz miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa" i współtwórca kanału "Wolski o wojnie". - Sądząc po smugach pozostawionych przez licznie odpalone rosyjskie rakiety przeciwlotnicze, strzelano nimi nie na minimalną wysokość. Możliwe, że na kilkaset metrów i wyżej, a mówimy o dalekim zapleczu frontu. Ukraińcy nie mają żadnych systemów uzbrojenia, które w realistycznym scenariuszu dokonywało ataku w ten sposób. Żadnych, poza ADM-160 MALD - dodaje specjalista.
Według źródeł rosyjskich 30 czerwca Ukraińcy zaatakowali lotnisko w Berdiańsku sześcioma rakietami. Nie ma pewności, w co trafiły. Nieoficjalnie Rosjanie pisali, że Ukraińcy celowali nie w licznie bazujące tam śmigłowce, ale miejsca przebywania załóg i stanowisko dowodzenia. Żaden ukraiński samolot nie wleciałby tak daleko za front (około 100 km) i to jeszcze lecąc wyżej niż wierzchołki drzew. Nie było mowy o jakimś ataku rakietami balistycznymi Toczka, które mogłyby sięgnąć Berdiańska na skraju swojego zasięgu. Jedyna dostępna dla Ukraińców manewrująca, czyli Storm Shadow, lata natomiast na wysokościach minimalnych. ADM-160 MALD, których zadaniem jest przyciągać uwagę, mogły natomiast jak najbardziej lecieć wysoko. Tak, aby mieć pewność, że Rosjanie ich nie przegapią. - Sądząc po liczbie odpalonych przez nich rakiet, mieli problem trafić. No i na samym końcu nadleciał nurkujący na cel Storm Shadow - opisuje Kamizela.
- Problem z MALD jest taki, że nawet jeśli Rosjanie będą podejrzewać, że to, co widzą na ekranie radaru to wabik, nie będą mieli pewności pozwalającej im go zignorować. W końcu to jest mała rakieta manewrująca, podobna do wielu innych tego rodzaju systemów - opisuje Kamizela. Będą więc musieli na wszelki wypadek do niego strzelać i skupiać na nim swoją uwagę. Tymczasem to większe zagrożenie przemknie się gdzieś niżej.
Używanie z powodzeniem przez ukraińskie wojsko duetu Storm Shadow i ADM-160, jest istotną informacją dla NATO. Do tej pory mowa o kilkudziesięciu atakach, a dopiero w ostatnich dniach pojawiły się zdjęcia szczątków dwóch brytyjskich rakiet. Przy czym w przypadku obu nie ma pewności, czy zostały zestrzelone, czy też uległy awarii lub w jednym przypadku po prostu tyle z nich zostało po udanym nalocie. - Niska skuteczność rosyjskiej obrony przeciwlotniczej w zwalczaniu tego duetu jest raczej drobną prognozą na wypadek ewentualnej wojny Zachodu z Rosją. Zwłaszcza że Ukraińcy używają tych systemów w uproszczony sposób i na małą skalę - mówi Kamizela. - Warto pamiętać, że przykładowo amerykański bombowiec B-52 może przenieść do 24 MALD-ów. Amerykanie byliby więc w stanie posłać w kierunku Rosjan w jednym ataku dziesiątki, a nawet kilkaset takich wabików, wywołując chaos w rosyjskiej obronie przeciwlotniczej, a co najważniejsze zmuszając ją do szybkiego zużycia cennych rakiet - tłumaczy specjalista.
Szczątki ADM-160B znalezione po nalocie na Ługańsk
Przez "uproszczony" sposób użycia należy rozumieć to, że zarówno Storm Shadow jak i MALD zostały podwieszone pod ukraińskie samoloty w sposób prowizoryczny. W wyniku pośpiesznych modyfikacji. Zachodnie systemy uzbrojenia i wschodnie maszyny z natury nie współpracują. Zwłaszcza na poziomie elektroniki. - Programowanie broni odbywa się więc najpewniej przed startem na ziemi, po czym pilot ma tylko ją dostarczyć w wyznaczony punkt i odpalić - opisuje Kamizela.
Szerzej o Storm Shadow już pisaliśmy, kiedy ogłoszono ich przekazanie Ukrainie w maju.
ADM-160 MALD są owocem prac z podobnego okresu. Badania zaczęto jeszcze w latach 90. w ramach programu latającego wabika nowej generacji. Wcześniej Amerykanie z powodzeniem używali starszej broni tego rodzaju o oznaczeniu ADM-141 TALD. Sprawdziły się choćby podczas operacji Pustynna Burza. ADM-160 miały być rozwinięciem i ulepszeniem. Pierwsza wersja nie spełniła jednak oczekiwań wojska i nie została zamówiona. Dopiero druga, oznaczona ADM-160B, doczekała się zamówień i produkcji seryjnej. - MALD to w praktyce mała rakieta manewrująca odpalana z samolotu. Jej ładunkiem jest zestaw urządzeń, które potrafią oszukiwać wrogie radary w taki sposób, aby ta mała rakieta wyglądała na ich ekranach jako samolot czy pocisk jakiegoś wybranego typu - opisuje Kamizela. Latający wabik, co też jest zakodowane w akronimie ADM - Air Decoy Missile, czyli lotnicza rakieta-wabik. MALD oznacza natomiast Miniature Air-Launched Decoy, czyli miniaturowy wabik odpalany z samolotu. ADM-160 w zależności od wersji może przelecieć około 900 kilometrów z prędkością poddźwiękową, czyli do około 900 km/h. Tak jak przeciętna rakieta manewrująca. W trakcie lotu ma wykonywać zaprogramowane manewry, żeby jak najbardziej przypominać cenny samolot albo prawdziwą rakietę manewrującą.
Do uzbrojenia ADM-160 weszły w 2009 roku. Do dzisiaj wyprodukowano kilka tysięcy, przy czym aktualnie trwa produkcja ulepszonej wersji oznaczonej literą J, która ma dodatkowo wbudowane możliwości prowadzenia walki elektronicznej. Czyli nie tylko udaje inny obiekt latający, ale też aktywnie generuje zakłócenia i dodatkowo utrudnia pracę obronie przeciwlotniczej. - Początek dostaw w 2009 roku oznacza, że pierwsze egzemplarze są jak na standardy amerykańskie dość stare. Na tyle, że Amerykanie pewnie pozbywają się ich bez żalu i strachu, że ta technologia może wpaść w ręce Rosjan - przypuszcza Kamizela.
Polskie lotnictwo niestety broni tego rodzaju nie posiada, choć nieoficjalnie jest czymś takim jak najbardziej zainteresowane. MALD lub jakiś inny podobny system (europejski koncern MBDA pracuje nad podobną rakietą Spear 3 do walki elektronicznej), byłyby dobrym uzupełnieniem już zakupionych rakiet dalekiego zasięgu JASSM, podobnych do Storm Shadow. Cena jak na realia uzbrojenia lotniczego nie jest powalająca. Amerykanie za nowe ADM-160J płacą około 400 tysięcy dolarów sztuka.