Biden o "jednym celu Putina": Gdyby mu się to udało, bylibyśmy w poważnych tarapatach

Prezydent USA wyraził przekonanie, że w konfrontacji z Rosją kluczowe jest utrzymanie jedności Zachodu. W wywiadzie dla telewizji MSNBC amerykański przywódca zapowiedział, że polityka zagraniczna będzie ważnym elementem jego kampanii wyborczej.

Joe Biden powiedział, że jego największą troską w reakcji na rosyjską inwazję na Ukrainie było utrzymanie jedności NATO i Zachodu. Prezydent USA podkreślił, że włożył wiele wysiłku w to, aby Putinowi nie udało się rozbicie solidarności świata zachodniego. "Putin ma jeden cel - podzielić Zachód. Gdyby mu się to udało, bylibyśmy w poważnych tarapatach" - powiedział. Biden wyraził przekonanie, że dla utrzymania tego celu kluczowe jest amerykańskie przywództwo. Dodał, że trzeba zrobić wszystko, aby najpoważniejsza inwazja w Europie od czasów II wojny światowej nie powiodła się. "Dlatego udzielamy znaczącego wsparcia Ukrainie" - powiedział Joe Biden, dodając, że sprawa Ukrainy jest dla USA bardzo istotna i dlatego poświęca jej wiele czasu.

Zobacz wideo Łukasiewicz: Amerykanie są zaangażowani wywiadowczo w tę wojnę

Prezydent USA nie udzielił odpowiedzi na pytanie, czy miał wcześniejszą wiedzę o buncie Prigożyna. Przypomnijmy, że w poniedziałek, komentując wydarzenia w Rosji, powiedział z kolei, że w trakcie buntu wagnerowców polecił swoim doradcom, by USA były przygotowane na różne scenariusze.

Co się dzieje z grupą Wagnera? USA monitorują. Polska o wzmocnieniu granicy

Amerykanie przyznają, że nie mają pełnego obrazu tego, co dzieje się obecnie z Grupą Wagnera i jakie są plany tej organizacji. Odpowiadając na pytanie Polskiego Radia o potencjalne zagrożenie dla Polski i państw bałtyckich ze strony Wagnerowców, Biały Dom podkreślił we wtorek przywiązanie USA do wspólnej obrony w ramach NATO.

Zastępczyni sekretarza prasowego Białego Domu Olivia Dalton powiedziała, że nie chce spekulować na temat dalszych losów Grupy Wagnera. "Bardzo uważnie monitorujemy sytuację i jesteśmy w bliskim kontakcie z sojusznikami. Nie mamy jednak idealnego obrazu tego, co się dzieje" - powiedziała. Na pytanie korespondenta Polskiego Radia Marka Wałkuskiego o pojawiające się w Polsce i krajach bałtyckich obawy związane z przeniesieniem się wagnerowców na Białoruś, Olivia Dalton odwołała się do Artykułu 5. Paktu Północnoatlantyckiego. "Podtrzymujemy zobowiązanie do wspólnej obrony sojuszu NATO, który oczywiście obejmuje Polskę. Będziemy w kontakcie z sojusznikami i partnerami, by monitorować sytuację dokładnie i odpowiedzialnie" - powiedziała Olivia Dalton.

W środę Komitet Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych zdecydował o wzmocnieniu granicy w związku z obecnością na Białorusi najemników z Grupy Wagnera. Dziś w Programie 1 Polskiego Radia wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Błażej Poboży powiedział, że w ciągu najbliższych dni lub godzin powinny zapaść decyzje dotyczące przesuwania sił w ramach wzmacniania wschodniej granicy.

Wzmocnienie granicy będzie doraźne, jak i o charakterze trwałym. Polegać będzie na zwiększeniu sił obecnych na granicy, ale też na zwiększeniu liczby przeszkód oraz umocnień.

Według dostępnych danych, najemników Grupy Wagnera ma być na Białorusi około 8 tysięcy. O przeniesieniu najemników z Rosji na Białoruś informował jako pierwszy białoruski dyktator Aleksandr Łukaszenka.

Marsz na Moskwę Prigożyna

Marsz na Moskwę zainicjowany przez szefa wagnerowców rozpoczął się w nocy z piątku na sobotę (z 23 na 24 czerwca). Jak twierdził Prigożyn, jego ludziom udało się dostać na odległość ok. 200 km od stolicy bez rozlewu krwi. Po negocjacjach, w których ważną rolę miał odegrać prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka, wagnerowcy zrezygnowali z planu dotarcia do Moskwy. Najemnicy szefa Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna zmierzali już do rosyjskiej stolicy, gdy z Białorusi nadeszła wiadomość, że Prigożyn "przyjął propozycję białoruskiego prezydenta Aleksandra Łukaszenki, aby wstrzymać ruchy uzbrojonych członków firmy Wagnera terytorium Rosji i podjąć kolejne kroki na rzecz deeskalacji napięć".

Prigożyn miał następnie opuścić Rosję i udać się do Mińska. Rebelia "kucharza Putina" trwała zatem niespełna dobę. Jewgienij Prigożyn, nakazując swoim oddziałom odwrót, stwierdził, że bojownicy mają wrócić do swoich baz, aby uniknąć rozlewu krwi. O zgodzie Jewgienija Prigożyna na deeskalację w Rosji jako pierwsza poinformowała kancelaria Alaksandra Łukaszenki. Jak przekazano, białoruski lider, działając w porozumieniu z Władimirem Putinem, miał osobiście rozmawiać z przywódcą wagnerowców.

Więcej o: