"WSJ": Putin przejmuje kontrolę nad imperium Grupy Wagnera. Urzędnicy w pośpiechu ruszyli do Afryki

"Wall Street Journal" ujawnia nowe informacje dotyczące reakcji Kremla na bunt Jewgienija Prigożyna. Kilka godzin po tym, jak wagnerowcy zatrzymali swój "marsz na Moskwę", rosyjskie władze postanowiły przejąć władzę nad całą grupą. W tym celu rosyjscy wysłannicy udali się w pośpiechu do Syrii i krajów afrykańskich.
Zobacz wideo Bezpieczny Kredyt 2% - dla kogo, ile można zyskać?

"Wall Street Journal" opisuje między innymi nagłą podróż rosyjskiego wiceministra spraw zagranicznych do Damaszku. Według amerykańskich dziennikarzy wiceszef dyplomacji w stolicy Syrii spotkał się z Baszarem al-Asadem i poinformował, że od tej pory najemnicy z grupy Wagnera, którzy przebywają w jego kraju, nie będą działać niezależnie. Inny wysoki rangą przedstawiciel MSZ Rosji zadzwonił do prezydenta Republiki Środkowoafrykańskiej, który wśród członków swojej osobistej ochrony ma wagnerowców. Jak podaje gazeta, miał go uspokajać, że sobotnie wydarzenia nie zakłócą ekspansji Rosji w Afryce. Rosyjscy wysłannicy złożyli również wizytę w Mali, kolejnej - jak pisze "WSJ" - "kluczowej placówce" Grupy Wagnera za granicą. 

"WSJ": Po buncie Kreml postanowił przejęć kontrolę nad imperium Jewgienija Prigożyna

Dziennikarze zwracają, że pośpiech tych działań dyplomatycznych odzwierciedlał próby Władimira Putina zażegnania kryzysu w kraju. Celem było zapewnienie partnerów Rosji w Afryce i na Bliskim Wschodzie, że tamtejsze działania Grupy Wagnera będą kontynuowane, choć samych najemników przejmie nowe kierownictwo. - Grupa Wagnera pomogła zbudować Rosji wpływy, a teraz rząd nie chce z tego rezygnować - powiedział w dziennikowi J. Peter Pham, ekspert od krajów afrykańskich i były specjalny wysłannik USA w regionie Sahelu. "WSJ" podaje, że działalność Grupy Wagnera w Afryce przynosił setki miliony dolarów rocznie. Dziennikarze szacują, że poza Rosją i Ukrainą, gdzie trwa wojna, Grupa Wagnera ma około 6 tys. najemników.

Jednodniowy bunt Prigożyna

Marsz na Moskwę zainicjowany przez przywódcę wagnerowców rozpoczął się w nocy z piątku na sobotę (z 23 na 24 czerwca). Jak twierdził Prigożyn, jego ludziom udało się dostać na odległość 200 km od stolicy bez rozlewu krwi. Po negocjacjach, w których ważną rolę miał odegrać prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka, wagnerowcy zrezygnowali z planu dotarcia do Moskwy. Najemnicy szefa Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna zmierzali już do rosyjskiej stolicy, gdy z Białorusi nadeszła wiadomość, że Prigożyn "przyjął propozycję białoruskiego prezydenta Aleksandra Łukaszenki, aby wstrzymać ruchy uzbrojonych członków firmy Wagnera terytorium Rosji i podjąć kolejne kroki na rzecz deeskalacji napięć".

Prigożyn miał następnie opuścić Rosję i udać się do Mińska. Rebelia trwała zatem niespełna dobę. Jewgienij Prigożyn, nakazując swoim oddziałom odwrót, stwierdził, że bojownicy mają wrócić do swoich baz, aby uniknąć rozlewu krwi. O zgodzie Jewgienija Prigożyna na deeskalację w Rosji jako pierwsza poinformowała kancelaria Alaksandra Łukaszenki. Jak przekazano, białoruski lider, działając w porozumieniu z Władimirem Putinem, miał osobiście rozmawiać z przywódcą wagnerowców.

Więcej o: