"Marsz na Moskwę" przeprowadzony z piątku na sobotę (z 23 na 24 czerwca) przez najemników z Grupy Wagnera pod dowództwem Jewgienija Prigożyna zdestabilizował sytuację w Rosji i stał się jednym z tematów najczęściej poruszanych przez przeciwników obecnych władz. Do grona krytyków Kremla dołączył również były pułkownik FSB Igor Girkin.
Swoje zdanie na temat buntu grupy najemników Grinkin przedstawił w niedzielę (25 czerwca) na konferencji "Klubu Wściekłych Patriotów" [to - jak podał belsat.eu - organizacja, która powstała w kwietniu 2023 r., by wspierać rosyjską armię w wojnie przeciwko Ukrainie; członkowie Klubu – prowojenni aktywiści, politycy i wojskowi – oskarżyli rosyjskie władze o nieudolność w prowadzeniu wojny]. Główny zarzut względem Kremla dotyczył zbyt małego zaangażowania w wojnę wywołaną w Ukrainie, co przynosi skutek w postaci obecnie ponoszonych strat. By rozwiązać obecne problemy, były pułkownik zaproponował wprowadzenie stanu wojennego oraz ogłoszenie powszechnej mobilizacji.
Jak informuje portal agenzjanova.com, w swoim wystąpieniu Grinkin nie oszczędził również Władimira Putina. - Jeśli obecny prezydent nie jest gotowy do przejęcia procesu przebudowy kraju pod kątem potrzeb wojskowych, jeśli nie jest gotowy do wykonywania obowiązków naczelnego wodza, to konieczne jest, aby przekazał władzę zgodnie z prawem, komuś, kto podoła temu zadaniu - powiedział domagając się tym samym dymisji obecnego przywódcy Federacji Rosyjskiej.
Możliwość buntu ze strony grupy najemników prowadzonych przez Prigożyna Igor Girkin przewidział z miesięcznym wyprzedzeniem. Już w maju przestrzegał on przed zagrożeniem mogącym płynąć ze strony grupy Wagnera. "Marsz na Moskwę" zakończył się po niecałej dobie, wywołując chaos w kraju. Wojska dowodzone przez zbuntowanego Jewgienija Prigożyna dotarły na odległość zaledwie 200 km od Moskwy. W negocjacjach pokojowych pomiędzy wagnerowcami a rosyjskimi władzami uczestniczył Alaksandr Łukaszenka.