Amerykański wywiad wiedział z wyprzedzeniem, że Jewgienij Prigożyn, szef prywatnej grupy wojskowej Wagner, planuje sprzeciwić się rosyjskiemu dowództwu. W nocy z piątku na sobotę Prigożyn rzeczywiście "ruszył na Moskwę" w odwecie za ostrzelanie obozu wagnerowoców przez rosyjskie rakiety. Z informacji, które przytaczają CNN oraz "The Washington Post" wynika, że te wydarzenia jedynie przelały czarę goryczy, ponieważ wewnętrzna walka między Grupą Wagnera a rosyjskim rządem toczyła się od dawna.
Według ustaleń dziennikarzy CNN przedstawiciele wywiadu już na początku tego tygodnia poinformowali wysokich rangą kongresmenów o ruchach Grupy Wagnera i gromadzeniu sprzętu wojskowego w pobliżu granicy. Jak twierdzi informator CNN, "wszystko wydarzyło się bardzo szybko" i trudno było ocenić, jak bardzo Prigożyn zagrozi rosyjskiej armii oraz gdzie poprowadzi swoje wojska. Nie przewidywali nawet, że Prigożyn rzeczywiście ruszy do szturmu. - Trudno powiedzieć, ile z tego było gadaniem, a ile rzeczywistością - powiedziało CNN jedno ze źródeł. "Napięcie narastało długo, ale nic się nie działo" - czytamy. Informatorzy CNN nie mają również pewności, kiedy zapadała decyzja o "ruszeniu na Moskwę". Jedni uważają, że organizacja takiej operacja musiała zająć co najmniej kilka dni, a inni zauważają, że Rostów znajduje się bardzo blisko linii frontu na Ukrainie, więc decyzja mogła nie wymagać zbytniego przemyślenia.
Swoje ustalenia dotyczące operacji wagnerowców podał także "The Washington Post". Według dziennikarzy gazety, amerykańskie agencje wywiadowcze już w połowie czerwca wiedziały, że Prigożyn planuje podjąć działania zbrojne w stosunku do rosyjskiego kierownictwa czuwającego nad obronnością. Dokładny charakter inicjatywy szefa najemników stał się jasny jednak dopiero na krótko przed rozpoczęciem operacji. - Było wystarczająco dużo sygnałów, aby móc powiedzieć przywódcom, że coś jest nie tak - mówi anonimowo amerykański urzędnik. Gazeta opisuje, że w czasie ostatnich dwóch tygodni wśród przedstawicieli amerykańskiej administracji panował niepokój związany z brakiem stabilności, który wywołałaby hipotetyczna wojna domowa w Rosji. Źródła "The Washington Post" donoszą, że obawy dotyczyły zwłaszcza tego, jak wojna domowa wpłynie na kontrolę nad rosyjskim arsenałem nuklearnym.
Według źródeł dziennika Prigożyna do działania sprowokowało rozporządzenie ministerstwa obrony Rosji z 10 czerwca, zgodnie z którym wszystkie ochotnicze oddziały musiały podpisać kontrakt z rządem. Rozkaz nie wymieniał wprost Grupy Wagnera, ale było jasne, że będzie dotyczył także jej. Publicznie przeciwko temu protestował sam Prigożyn. Między innymi przez to możliwość buntu wagnerowców przewidywali także Ukraińcy. "The Washington Post" opisuje, że ukraińscy urzędnicy wojskowi obserwowali Prigożyna po ogłoszeniu tego rozkazu i wierzyli, że może on zmobilizować swoje siły przeciwko Moskwie. Ukraińcy również jednak nie wiedzieli, kiedy dojdzie do takiej operacji. Amerykański wywiad miał także przekazać informacje o mozliwym buncie Prigożyna do Kijowa.