9 czerwca w Rotterdamie doszło do zatrzymania 32-letniego Polaka. Z relacji służb wynika, że Mateusz R. miał uciekać przed funkcjonariuszami na rowerze, po tym jak wcześniej uderzył w samochód. W pogoń za Polakiem rzuciło się 10 policjantów. Po zatrzymaniu porazili mężczyznę paralizatorem - informuje dziennik "Algemeen Dagblad".
- Około dziesięciu funkcjonariuszy rzuciło się na mężczyznę i usiadło na nim - relacjonował świadek zdarzenia, cytowany przez "AD" dzień po incydencie.
Informację potwierdzają także inni świadkowie. - Widziałem tych wszystkich funkcjonariuszy siedzących na nim. Tak się nie traktuje człowieka, prawda? Jak go obezwładnili po raz pierwszy, to próbował wstać. Potem wszyscy na nim usiedli, by go zatrzymać. Byłem w szoku - relacjonował inny mężczyzna obecny w okolicy.
- Krzyki powoli przeradzały się w płacz, a potem nagle zrobiło się cicho. 'On nie żyje' powiedziałem wtedy - wspomina drugi ze świadków zdarzenia.
Mężczyzna przestał oddychać i policjanci rozpoczęli reanimację, ale pomoc była bezskuteczna i zmarł tej samej nocy w szpitalu. Dziennik podkreśla, że funkcjonariusze, którzy brali udział w interwencji, zostali odsunięci od służby patrolowej.
Burmistrz miasta Ahmed Aboutaleb złożył kondolencje rodzinie ofiary i zapewnił o otwartości śledztwa.