Podczas wtorkowej wizyty w obwodzie mińskim Alaksandr Łukaszenka był pytany o rosyjską taktyczną broń jądrową, która ma zostać rozmieszczona na terenie Białorusi przed szczytem NATO w Wilnie (11-12 lipca). Jak skomentowała białoruska państwowa agencja Biełta, "zachodnie media interpretują te działania jako próbę szantażu nuklearnego".
- Tu w ogóle nie chodzi o Rosję - odparł Łukaszenka, przekonując, że rosyjska broń ma służyć wyłącznie bezpieczeństwu jego kraju. - Najpierw osobiście poprosiłem prezydenta Rosji, nalegałem po przyjacielsku, aby oddali mi tę broń (taktyczną, a nie strategiczną). Taka na razie wystarczy - ocenił białoruski przywódca.
Zapytany, po co Białorusi broń tego typu, Łukaszenka odpowiedział, że to "dla pewności, że ani jeden zagraniczny żołnierz nie postawi ponownie stopy na białoruskiej ziemi". Dyktator sprecyzował, że powód użycia broni jądrowej może być tylko jeden - ewentualna agresja na Białoruś. - Nasza odpowiedź będzie natychmiastowa. Deklarowałem to już kilkukrotnie - podkreślił Łukaszenka. - Sądzę, że mało kto chciałby walczyć z krajem, który posiada taką broń. To broń odstraszająca - stwierdził.
Białoruski przywódca przekonywał też, że wolałby uniknąć sytuacji, w której użycie broni jądrowej byłoby "koniecznością". - Nie daj Boże, żebym musiał podjąć taką decyzję. Ale nie zawaham się w przypadku agresji przeciwko nam - podkreślił.
Kilka dni temu Władimir Putin zapowiedział, że etap przygotowania specjalnych magazynów, w których broń jądrowa będzie przechowywana na Białorusi, zakończy się ok. 7-8 lipca. Wtedy miałoby zacząć się właściwe rozmieszczanie. Ze słów Łukaszenki wynika jednak, że "wszystko jest już gotowe". - Myślę, że jeszcze kilka dni i będziemy mieli to, o co prosiliśmy. A może nawet trochę więcej - powiedział białoruski dyktator. Więcej na temat rosyjskiej broni na Białorusi pisaliśmy m.in. w tym artykule.