Napięcie społeczne w Rosji narasta już od ogłoszonej we wrześniu ubiegłego roku "częściowej mobilizacji". Podczas gdy jedni ze strachem żegnają się z bliskimi wyjeżdżającymi na front, inni szukają sposobów, by tego uniknąć. Obok przypadków dezercji czy uchylania się od przymusowej służby wojskowej pojawia się coraz więcej matek, które zabierają głos, zwracając się ze swoim apelem bezpośrednio do władz i samego Władimira Putina.
Temat rosnącej fali niezadowolenia wśród rosyjskich matek poruszyła Hanna Malar, wiceministerka obrony Ukrainy. Polityczka stwierdziła, że rosyjskie władze obawiają się coraz bardziej zdenerwowanych matek wojskowych. "(Matki rosyjskich żołnierzy - red.) zaczęły się jednoczyć dawno temu, ponieważ ich rząd jest w stanie ciągłej wojny. Nie wszystkie Rosjanki są gotowe stracić dzieci dla ambicji dyktatora" - napisała na Telegramie.
W marcu tego roku na Telegramie pojawiło się nagranie przedstawiające apel dużej grupy kobiet. Zwracały się one bezpośrednio do Putina z apelem o szanowanie życia ich dzieci. Pośród postulatów znalazło się lepsze wyposażenie dla walczących mężczyzn, solidniejsze przeszkolenie oraz dobieranie ich do zadań wykonywanych na froncie w zgodzie z predyspozycjami i posiadanymi umiejętnościami.
Wiceministerka obrony Ukrainy zwróciła również uwagę na taktykę obraną obecnie przez Putina. Chcąc załagodzić nastroje w społeczeństwie, podjął on decyzję o werbowaniu do wojska osób osadzonych.
"Teraz niezadowolenie rosyjskich matek nabiera niebezpiecznego tempa. Dlatego Federacja Rosyjska wysyła jednostki złożone z jeńców w rejony, gdzie przewidywane są duże straty. Ich śmierć nie jest tak odczuwalna w rosyjskim społeczeństwie" - stwierdziła Malar.