W poniedziałek 1 maja pilot jednosilnikowego samolotu śmigłowego Cessna z sześcioma pasażerami na pokładzie zgłosił awarię silnika, niedługo potem maszyna zniknęła z radarów. Okazało się, że samolot się rozbił - w amazońskiej dżungli znaleziono jego wrak. W środku znajdowało się ciało pilota. Zespół poszukiwawczy znalazł samolot w gęstym lesie deszczowym zwłoki dwóch osób: matki dzieci i - jak podają media - przywódcy rdzennej społeczności Uitoto.
Dzieci (w wieku 13 lat, 9 lat, 4 laty i 11 miesięcy - najmłodsze swoje pierwsze urodziny spędziło w dżungli) jednak nigdzie nie było. W poszukiwania zaangażowano m.in. ponad stu żołnierzy kolumbijskich sił specjalnych. Przez kilka tygodni - od czasu do czasu - znajdowali oni jedynie ślady stóp, a także przedmioty takie jak: pieluchy, zabawki, buty, akcesoria do telefonu, nożyczki, opaskę i butelkę. Ratownicy zrzucili również do lasu 10 tys. ulotek z instrukcjami w języku hiszpańskim i rdzennym języku Uitoto dla dzieci, nakazującymi im pozostać na miejscu. Członkowie rodziny zapewniali, że najstarsze z dzieci (trzynastoletnie) ma pewne doświadczenie dot. przetrwania w lesie. Mimo tego z każdym dniem - jak podkreśla CNN - ich nadzieje na odnalezienie najmłodszych pasażerów samolotu słabły.
W końcu - po 39 dniach od katastrofy - odnaleziono dzieci. Lekarz z wojskowej ekipy ratowniczej ocenił, że są one odwodnione, niedożywione, a ich skóra pokryta jest ukąszeniami owadów. Stwierdził jednak, że ogólnie są w dobrym stanie. Nie wiadomo jeszcze, jak tak długi, stresujący pobyt w dżungli, gdzie były zdane wyłącznie na siebie, wpłynął na stan psychiczny dzieci. Jak podkreśla "The Guardian", przetrwały one ponad miesiąc w "najmniej gościnnej" części kraju, w której grasują drapieżne zwierzęta, owady mogące powodować poważne choroby i grupy zbrojne, przemytnicy narkotyków.
Przetrwać pobyt w lesie pomogła dzieciom wiedza rdzennej społeczności Uitoto przekazana im m.in. przez dziadków. Jak podkreślili, dzieci dobrze znają dżunglę. Ponadto od małego uczone są polowania i łowienia ryb. Rodzina dzieci zaznaczała także, iż najstarsze z nich było przyzwyczajone do opieki nad młodszymi. W dżungli dzieci żywiły się one owocami, a także zestawami żywnościowymi zrzucanymi przez zespół poszukiwawczy. Z gałęzi budowały sobie szałasy, w których spały. Nie przebywały w jednym miejscu - nieustannie były w ruchu, co utrudniało ratownikom dotarcie do nich. Po tym, jak je odnaleziono, prezydent Kolumbii nazwał je "dziećmi dżungli".
Według wstępnego raportu dzieci przeżyły katastrofę, ponieważ siedziały z tyłu samolotu. "Obrażeń śmiertelnych doznali ci, którzy siedzieli na przednich siedzeniach: pilot oraz dwie pozostałe osoby dorosłe" - przekazano w nim. W momencie wypadku najmłodsze z dzieci miała trzymać w ramionach matka, czym miała zamortyzować uderzenie.
***