Wielka zapora Kachowka na dolnym Dnieprze uległa zniszczeniu w nocy z poniedziałku na wtorek. Według wpisów na lokalnych kanałach w komunikatorach internetowych, około godziny 1:20 w nocy dało się słyszeć silny huk lub wybuch, po którym zaczął narastać wyjątkowo głośny szum wody. Około godziny czwartej pojawiły się pierwsze niewyraźne zdjęcia zawalonej zapory.
Teraz w świetle dziennym już nie ma wątpliwości. Zapora Kachowka przestała istnieć i mamy katastrofę na ogromną skalę. Ukraińcy natychmiast oskarżyli Rosjan o wysadzenie konstrukcji. Ci oficjalnie zrzucają winę na Ukraińców, albo po prostu na awarię. Wyjątkowo wcale nie jest wykluczone, że to ci drudzy mają rację.
Wskazuje na to kilka czynników. Nikt nie nagrał ani nie usłyszał ogromnej eksplozji, która musiałaby towarzyszyć wysadzeniu zapory. Nie ulega wątpliwości, że była ona długo ostrzeliwana przez Ukraińców w minionym roku i odniosła wówczas pewne uszkodzenia. No i w ostatnich tygodniach poziom wody w zbiorniku Kachowskim był rekordowy, sięgający 17,5 metra. W poprzednich latach właściwie nie przekraczał 16,5 metra. Na dodatek doszedł do tego poziomu od równie rekordowego minimum w lutym, kiedy było jej tylko 14 metrów. Czyli zapora przeżywała wyjątkowe zmiany w oddziałujących na nią siłach i była bardzo obciążona. 5 maja rządowa rosyjska agencja TASS cytowała kolaboracyjnego burmistrza miasta Nowa Kachowka, położonego tuż obok zapory. - Gdyby nie było ciągłych ataków artyleryjskich, gdyby śluzy zapory nie były uszkodzone, to mielibyśmy szansę regulować poziom wody w zbiorniku w sposób bardziej efektywny i szybszy - twierdził Władimir Leontiejew.
Wykres poziomu wody w zbiorniku Kachowka na przestrzeni ostatnich 8 lat. Widać rekordowe wahanie w ostatnich miesiącach Fot. hydroweb.theia-land.fr
- Taką zaporę można celowo zniszczyć na dwa sposoby. Jeden to brutalna siła, czyli potężna eksplozja i jej rozerwanie. Mówimy w tym przypadku o tonach materiałów wybuchowych. Kiedy w 1941 roku na rozkaz Stalina wysadzano zaporę Dniepropietrowską, użyto 20 ton i natychmiast uzyskano wyrwę szeroką na sto kilkadziesiąt metrów - mówi Gazeta.pl Adam Bolesta, hydrotechnik z 20 latami doświadczenia jako asystent projektanta budowli hydrotechnicznych. Specjalista dodaje, że Kachowka była zaporą grawitacyjną, która jest konstrukcją prostą i relatywnie odporną na uszkodzenia. Pomimo tego poranne zdjęcia pokazywały jej niemal całkowite zdewastowanie na odcinku około 400 metrów. - Do jej zniszczenia w stopniu widocznym na zdjęciach też byłoby potrzeba wiele ton materiałów wybuchowych. Eksplozja byłaby bardzo silna i trudna do przegapienia w całej okolicy. Rozrzuciłaby w dużym promieniu szczątki, oraz zniszczyła budynki elektrowni, które są znacznie mniej odporne niż właściwa zapora - mówi Bolesta.
Na pierwszych wyraźnych zdjęciach z poranka widać, że hala turbin elektrowni rozpadła się na części. Jedna osunęła się ku środkowi zapory i głównej wyrwie w niej, centralna zniknęła i na jej miejscu widać jakieś szczątki w wodzie, a ta bliżej brzegu stoi mniej więcej na swoim miejscu, ale też się osunęła. Nie widać jednak śladów eksplozji, rozerwania budynku od środka i gruzów rozrzuconych po okolicy. Budynek wygląda tak, jakby rozpadł się na łączeniach kolejnych sekcji. Nie widać śladów osmalenia, ani pożaru.
- Każdą zaporę można jednak też zniszczyć w sposób bardziej subtelny, czyli wywołując w niej odpowiednie drobne uszkodzenia i poczekać na dopełnienie dzieła przez wodę oraz fizykę - mówi Bolesta. Źródłem takich uszkodzeń mogą być pobliskie eksplozje i długotrwałe wibracje wynikające z poruszania się ciężkiego sprzętu wojskowego. Czyli wszystko, co działo się na zaporze przez wiele miesięcy w 2022 roku. Dla Rosjan był to wówczas jedyny stały szlak zaopatrzeniowy ich zgrupowania na prawym brzegu Dniepru, a Ukraińcy intensywnie go ostrzeliwali przy pomocy rakiet GMLRS z systemu HIMARS. Koncentrowali się na moście drogowym, który biegnie tuż przy koronie. Rosyjskie media pokazywały wówczas zdjęcia uszkodzonych elementów właściwej zapory. Dodatkowo Rosjanie wysadzili cały fragment drogi i linii kolejowej (biegła po koronie zapory) w listopadzie, kiedy skończyli się wycofywać z obwodu Chersońskiego. - Kiedy połączyć to z wyjątkowo wysokim spiętrzeniem wody i jakimiś problemami z obsługą śluz do zrzutu wody, to mamy kulminację czynników mogących prowadzić do katastrofy - mówi Bolesta.
Jak opisuje specjalista, w tak trudnych warunkach ogromne znaczenie ma umiejętna obsługa zapory. - Każda ma szczegółową instrukcję obsługi jazu. Nieodpowiednie otwieranie poszczególnych zamknięć może doprowadzić do uszkodzenia lub w skrajnych wypadkach wręcz zniszczenia całej zapory. Źle spuszczane masy wody mogą wprawić konstrukcję w nieprzewidywalne obliczeniowo drgania, albo uszkodzić tak zwane stanowisko dolne, czyli w praktyce element fundamentu - opisuje specjalista. Jak zaznacza, w normalnych warunkach nieuszkodzona zapora powinna coś takiego znieść. Dlatego projektuje i buduje się je z odpowiednim zapasem wytrzymałości. - W ZSRR był on szczególnie wysoki. Jednak kiedy mówimy o konstrukcji potencjalnie uszkodzonej w wyniku działań wojennych, to sprawa jest inna - tłumaczy Bolesta.
To, że z zaporą dzieje się coś niedobrego, można zobaczyć na zdjęciach satelitarnych wykonywanych dzień w dzień przez ubiegły tydzień. Animacja poniżej.
Widać wyraźnie, że drugiego czerwca zawaliła się część mostu drogowego w miejscu, gdzie zaczyna on omijać budynek elektrowni. Następnego dnia brakuje już całego odcinka liczącego około 60-70 metrów. Razem z dwoma masywnymi filarami. Akurat nad miejscem, gdzie widać gwałtownie spuszczaną z zapory i kotłującą się wodę. Dodatkowo widać, że pękła będąca obok część długiego betonowego filaru, który stanowił podporę budynku elektrowni i na którym stał masywny słup linii energetycznej. Brakuje kilkumetrowego odcinka, a końcówka masywnego betonowego bloku, który normalnie wystawał wiele metrów nad powierzchnię wody, znika pod nią. Zdjęcie z 5 czerwca, mniej niż dobę przed katastrofą.
Uszkodzenia zapory Kachowka widoczne na zdjęciu satelitarnym z 5 czerwca, dnia przed katastrofą Fot. AP
Grafika w dużej rozdzielczości
- Wszystko to mogło być skutkiem podmywania uszkodzonych fundamentów konstrukcji przez niekontrolowany zrzut wody - mówi Bolesta. Zapora uszkodzona w wyniku ostrzału, poddana dużemu obciążeniu przez wyjątkowo wysokie spiętrzenie wody, być może błędy obsługi i postępujące rozpadanie się konstrukcji. - To wszystko składa się na przepis na katastrofalną awarię spowodowaną warunkami wojennymi. Uszkodzona zapora zaczęła pękać, jej elementy przemieszczać i poszedł rozpad. Samonapędzający się mechanizm - stwierdza specjalista.
Teorii o celowym wysadzeniu wydaje się też przeczyć to, że nikt na niej specjalnie nie skorzysta, jak to opisałem we wcześniejszym tekście. Bolesta zaznacza, że gdyby Rosjanie chcieli zmyć ewentualną ukraińską próbę desantu przez Dniepr, to wcale nie musieliby zapory niszczyć. Wystarczyłoby, że zgromadziliby w zbiorniku dość dużo wody, a potem szeroko otworzyli jaz, wywołując kontrolowaną falę powodziową. Mogliby to zrobić w optymalnym momencie, a nie teraz, bez wyraźnej przyczyny. Być może na coś takiego się szykowali, dopuszczając do osiągnięcia rekordowych poziomów wody za zaporą. No i mogli się przeliczyć, nie biorąc pod uwagę realnego stanu konstrukcji po ponad roku wojny.