Amerykanie źli o "lex Tusk". "Polska ma być przewidywalna i nie sprawiać niemiłych niespodzianek"

Uchwalenie ustawy przewidującej powstanie komisji ds. wpływów rosyjskich zwanej potocznie "lex Tusk", wyraźnie zachwiało relacjami polsko-amerykańskimi. Według amerykanisty Marcina Fatalskiego, Amerykanie nie są zadowoleni z faktu, że Polska chce powołać taki organ i będą chcieli wpłynąć na polityków, aby z niego zrezygnowali.

- Waszyngton doskonale orientuje się w tym, co dzieje się w polityce wewnętrznej w Polsce, bo ma na nasz kraj oko, jako że jesteśmy kluczowym partnerem Ameryki w Europie - mówi w rozmowie z Interią dr Marcin Fatalski, amerykanista z Uniwersytetu Jagiellońskiego. O znaczeniu Polski dla Amerykanów najlepiej świadczy ich stanowcza reakcja na uchwalenie ustawy przewidującej powstanie komisji ds. wpływów rosyjskich. Skrytykował ją m.in. Amerykański Departament Stanu czy ambasador USA w Polsce Mark Brzezinski. Główne obawy dotyczą tego, że uchwalone przepisy mogą być nadużywane do ingerowania w wolne wybory w Polsce. - Jedna kwestia to przywiązanie obecnej administracji do standardów demokratycznych, druga - Amerykanom zależy na stabilizacji wewnętrznej w Polsce, żeby Polska była przewidywalna, godna zaufania i nie sprawiała Waszyngtonowi niemiłych niespodzianek - stwierdza Fatalski.

Zobacz wideo Pełczyńska-Nałęcz: Komisja ds. badania rosyjskich wpływów buduje wpływy rosyjskie w Polsce

 Amerykanie źli o "lex Tusk"

Według eksperta dla USA priorytetem jest utrzymanie stabilizacji wewnętrznej w Polsce. -  Mamy trudne okoliczności geopolityczne i Amerykanie nie mogą sobie pozwolić, żeby Polska wymknęła się spod kontroli - tłumaczy i przywołuje analogię z czasów, gdy George Bush wspierał politycznie i ekonomicznie demokratyczne zmiany w Polsce. Fatalski uważa, że historia właśnie się powtarza. USA mogą wymuszać na Polsce zmiany zarówno w sposób dyplomatyczny jak i ograniczać kontrakty ekonomiczne czy zmieniać politykę bezpieczeństwa. Są bowiem dla Polski największym sojusznikiem, dlatego nawet mimo krytycznej retoryki polski rząd ma brać pod uwagę tamtejsze głosy sprzeciwu wobec "lex Tusk".

Co to jest "lex Tusk"?

W piątek 26 maja Sejm przegłosował ustawę dotyczącą powołania komisji weryfikacyjnej, której celem ma być badanie wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo Polski. Prawnicy z Biura Legislacyjnego Sejmu orzekli zgodnie, że ich zdaniem komisja miałaby być "tworem" łączącym funkcje sądu, prokuratury i służb specjalnych. Byłaby to sytuacja nieznana w praworządnym systemie demokratycznym oraz całkowicie niemieszcząca się w ramach polskiego prawa. W poniedziałek 29 maja swój podpis pod ustawą złożył prezydent Andrzej Duda.

Dominik Moliński na portalu next.gazeta.pl opisywał, że członkowie komisji mają mieć prawo m.in. do zarządzania przesłuchań, przeszukań i inwigilacji, a także do (w ramach "środków zaradczych") pozbawienia danej osoby prawa do pełnienia funkcji publicznych przez nawet 10 lat czy zakazu dostępu do informacji niejawnych - w praktyce oznacza to niemożność sprawowania praktycznie żadnej funkcji rządowej. Komisja będzie też mogła wydać opinię, że dana osoba "nie daje rękojmi należytego wykonywania czynności w interesie publicznym", co oznacza, że w opinii komisji nie wykazuje się "nieposzlakowaną opinią" i "nieskazitelnym charakterem", co jest wymagane m.in. wobec sędziów.

Co więcej, członkowie komisji nie będą ponosić żadnej odpowiedzialności za swoją działalność, o ile będzie wchodziła w zakres sprawowania funkcji w komisji - jeśli więc komisja kogoś bezpodstawnie oskarży i przedstawi nieprawdziwe hipotezy, jej członkowie nie będą mogli być pociągnięci do odpowiedzialności karnej czy odszkodowawczej. Z kolei od nałożonych przez mający powstać organ Sejmu "środków zaradczych" nie będzie przysługiwało prawo do odwołania się. Przeciwnicy komisji uważają, że jest to prawo szyte pod eliminację Donalda Tuska ze sceny politycznej przed wyborami lub upokorzenie go w oczach wyborców - z tego powodu nieoficjalnie ustawa określana jest jako "lex Tusk".

Więcej o: