31 października 1969 roku, w wigilię święta zmarłych, podczas popularnego w Stanach Zjednoczonych Halloween, dokonano szokującego odkrycia. Na tyłach restauracji w St. Petersburgu na Florydzie znaleziono porzucony, czarny kufer. Dużą walizkę zauważyły dzieci, które poinformowały o tym dorosłych. Z ich relacji wynika, że wcześniej czarne pudło zostało wyciągnięte przed dwóch, rosłych mężczyzn z bagażnika i wrzucone w zarośla.
Na miejsce wezwano służby, które otworzyły porzucony kufer. We wnętrzu walizki odkryto ciało kobiety owinięte w plastikową torbę. Zmarła była ubrana w górną część piżamy. Miała widoczne obrażenia głowy, jednak sekcja zwłok wykazała, że to nie one doprowadziły do śmierci kobiety. Bezpośrednią przyczyną zgonu było bowiem uduszenie.
Z badań wynikało, że morderstwa dokonano przy użyciu krawata bolo - jest to rodzaj krawata, na który składa się sznur lub pleciona skóra z metalowymi końcówkami, które spinane są metalową spinką. Krawat nawiązuje do tradycyjnych ubiorów kowbojskich i do tej pory jest popularny w zachodniej części USA.
Śledczym nie udało się zidentyfikować kobiety, dlatego została pochowana pod imieniem Jane Doe (odpowiednik polskiego NN) na cmentarzu Memorial Park w St. Petersburgu na Florydzie. Tajemnicze i brutalne morderstwo przez lata przyciągało uwagę opinii publicznej. W 2010 roku postanowiono nawet wrócić do sprawy i dokonano ekshumacji zwłok.
Pobrane próbki zębów i kości były już jednak mocno zdegradowane i nie przyczyniły się do postępu w sprawie. W tym samym roku jednak śledczym udało się dotrzeć do pierwszych próbek włosów i skóry, pobranych od ofiary jeszcze w 1969 roku. Dzięki odpowiedniemu przechowywaniu nadawały się one do zbadania przez laboratorium DNA. Najnowsza technologia sprawiła, że śledczym udało się poznać dane "damy z kufra".
Opublikowane 31 maja tego roku (53 lata po morderstwie) badania wykazały, że w chwili zabójstwa Sylvia June Atherton miała 41 lat. Żyjąca córka kobiety, Syllen Gates, powiedziała, że jej mama zaginęła, gdy miała pięć lat i do tej pory nikt z bliskich nie wiedział, co stało się z kobietą. Rodzina uznała, że Sylvia po prostu zerwała z nimi kontakt. Nie słyszeli też wcześniej o historii "damy w walizce".
Syllen dodała, że jej matka wyjechała z rodzinnego Tuckson w Arizonie w 1965 roku i przeniosła się do Chicago. W podróż wyruszyła ze swoim nowym chłopakiem, Stuartem Brownem i trójką dzieci: pełnoletnim Garym Lindhurstem i córkami Kimberly Brown oraz dorosłą już Donną Lindhurst. Syllen Gates i jej 11-letni brat zostali natomiast w Tuckson z biologicznym ojcem i byłym mężem Sylvii.
Gary po pewnym czasie wrócił do swojego biologicznego ojca. Natomiast dwie pozostałe dziewczynki przepadły bez śladu razem z Sylvią. Ówczesny partner kobiety nigdy nie zgłosił ich zaginięcia ani nie wspomniał o partnerce w żadnych dokumentach. Mężczyzna zmarł w 1999 roku w Las Vegas.
Policja potwierdza, że dwie córki, które opuściły Tucson z Sylvią i Stuartem, nie zostały jeszcze odnalezione. Kimberly Anne Brown, która w momencie zaginięcia miała około pięciu lat i Donna Lindhurst, która miała około 20 lat, "mogą mieć informacje, które mogą pomóc" - twierdzi policja. - Chcielibyśmy, aby sprawa została rozwiązana. Chcielibyśmy dowiedzieć się, kto to zrobił i chcielibyśmy znaleźć moje siostry - powiedziała Syllen podczas konferencji prasowej, którą cytuje CNN.