Tak zwany szef władz okupacyjnych na Krymie, Siergiej Aksjonow, twierdzi, że w niedzielę nad ranem rosyjska obrona powietrzna zestrzeliła bądź zablokowała w regionie dziewięć "wrogich" dronów. Zneutralizowanie dziesiątego, którego ładunek nie eksplodował, wymagało rzekomo ewakuowania 50 osób - podała gazeta "Ukrainska Prawda".
Mieszkańcy krymskiego miasta Dżankoj informowali w mediach społecznościowych o pięciu głośnych wybuchach, które usłyszeli nad ranem. "Dżankoj. Zestrzelono drona. W kilku prywatnych domach popękały szyby. Na miejscu pracują wszystkie służby" - napisał w niedzielę rano na Telegramie Oleg Kruczkow, "rzecznik" Siergieja Aksjonowa. Jak zaznaczono w komunikatach, w trakcie rzekomego ataku nikt nie został ranny.
Doniesienia prokremlowskich władz i mediów o rzekomych eksplozjach skomentowała rzeczniczka Dowództwa Operacyjnego "Południe" Armii Ukrainy Natalia Humeniuk. - Sezon trwa. Krym powinien mieć poczucie, że należy do Ukrainy. Co zasiejemy, to zbierzemy - powiedziała na antenie ukraińskiej telewizji. Jej wypowiedź zacytowała agencja Unian. Ukraińskie media zwracają uwagę, że "atak" na Krym nastąpił równolegle z rosyjskim ostrzałem miast w Ukrainie. Nie wykluczają, że Rosjanie mogli skierować rakiety w niewłaściwe miejsce, a potem oskarżyć ukraińskie wojsko.
Brytyjski minister obrony Ben Wallace prognozuje optymistycznie, że Ukraina odzyska Krym jeszcze w 2023 roku, jeśli rosyjskim siłom zabraknie potrzebnego sprzętu. - Na polu bitwy widzieliśmy, że jeśli uderzysz rosyjskie siły w niewłaściwym miejscu, to faktycznie upadną - powiedział. Wallace ocenił przy okazji szanse Ukrainy na wstąpienie do NATO. Więcej szczegółów w tym artykule.