Zmiękczanie Rosjan przed głównym aktem trwa i trwa. Ci odgryzają się falą nalotów

Linia frontu w Ukrainie od dwóch tygodni praktycznie stoi, jednak wyraźnie narasta intensywność ukraińskich przygotowań do zmiany tego stanu rzeczy. Rosjanie nie siedzą z założonymi rękoma i starają się Ukraińcom to utrudnić. Kampania nalotów po wiosennej przerwie stała się wyjątkowo intensywna.

Ukraińska ofensywa tak naprawdę już trwa, o czym mówią sami Ukraińcy. Po prostu jest to jej wstępna faza, mająca na celu stworzyć odpowiednie warunki i zwiększyć szanse powodzenia kluczowych uderzeń zmechanizowanych, które będą musiały się zmagać z okopanymi Rosjanami, przygotowującymi się na tę sytuację od miesięcy. Główne narzędzia Ukraińców na tym etapie to dywersja, psychologia, artyleria i lotnictwo.

Zobacz wideo "Nie da się dziś przyjąć Ukrainy do NATO". Stanowcza deklaracja Andrzeja Dudy

Zmuszanie Rosjan do tego, czego nie chcą

Dywersja i psychologia sprowadzają się do właściwie tego samego, czyli przeprowadzania różnego rodzaju ograniczonych ataków, których celem nie jest zadanie jakichś wielkich strat czy zdobycie terenu, ale wywarcie presji na Rosjan i zmuszenie ich do reakcji. Uniemożliwienie im przyjęcia pozycji ich zdaniem optymalnych do odparcia spodziewanej ukraińskiej ofensywy. Sprowadza się to do bardzo nagłaśnianych w internecie i mediach rajdów na terytorium Rosji w obwodzie biełgorodzkim oraz zintensyfikowania kampanii ataków dronami na rosyjskie miasta i obiekty przemysłowe.

Rajdy nadgraniczne są przeprowadzane głównie przez paramilitarne formacje rosyjskich ochotników (Rosyjski Korpus Ochotniczy i Legion Wolna Rosja), dzięki czemu Ukraińcy nie muszą na większą skalę angażować swoich własnych sił regularnych szykowanych na główny akt kontrofensywy. Dywersanci są uzbrojeni głównie w lekki sprzęt, którego ewentualna utrata nie jest dla ukraińskiego wojska jakimś wielkim ciosem. Przebieg samych walk na granicy jest mało przejrzysty. Półtora tygodnia temu, 22 marca, dywersanci zdobyli punkt graniczny Grajworon i wdali się w starcia z rosyjskim wojskiem oraz służbami w okolicy, po czym się wycofali. Od tego czasu regularnie pojawiają się doniesienia o jakichś niewielkich potyczkach w rejonie granicy i wkraczaniu na terytorium Rosji przez ochotników. 1 czerwca doszło do prawdopodobnie większego rajdu w rejonie miejscowości Szebiekino, około 80 kilometrów na wschód od Grajworonu. W wyniku ukraińskiego ostrzału zapalił się przynajmniej jeden budynek w mieście oraz coś na terenie zabudowy przemysłowej, a władze obwodu zarządziły ewakuację ludności. Moskwa twierdzi, że atak szybko i sprawnie odparto. Proukraińscy Rosjanie twierdzą, że nic takiego i zrobili to, co chcieli, czyli weszli, zadali kremlowskim Rosjanom straty i wycofali się z trójką swoich rannych. Następnego dnia, 2 czerwca, pojawiły się już doniesienia o kolejnym rajdzie, tym razem kilkadziesiąt kilometrów dalej na wschód, w rejonie Urazowa.

Płonący budynek w centrum Szebiekina. Według Rosjan blok mieszkalny, według Ukraińców budynek administracyjny lokalnych władz.

I tak dzień w dzień. Z doniesień z rejonów granicznych wynika, że ukraiński ostrzał artyleryjski wyraźnie nasilił się, a rajdy mniejsze i większe w wykonaniu proukraińskich ochotników oraz ukraińskich sił specjalnych są częste. Regularne są też ataki przy pomocy prostych dronów wypuszczanych z Ukrainy. Wszystko to nie jest ograniczone do obwodu biełgorodzkiego. W mniejszym stopniu, ale jednak dzieje się w położonym dalej na północ obwodzie kurskim. Istotnym wydarzeniem był też wyjątkowo duży nalot dronów na rejon Moskwy 30 maja. Według rosyjskiego wojska było ich tylko osiem, jednak w trakcie samego ataku pojawiały się doniesienia o niemal 30. Część została zestrzelona, część upadła z dala od zabudowań, co najmniej jeden trafił w blok. Nie ma informacji o zabitych czy rannych. Atak nie miał żadnego efektu militarnego, ale psychologiczny owszem, bo to pierwszy raz od początku wojny, kiedy mieszkańcy moskiewskiej metropolii mogli poczuć się zagrożeni. Mowa o najzamożniejszych i najbardziej wpływowych obywatelach Rosji, dla których większości wojna ograniczała się dotychczas do ekranu telewizora czy smartfona.

Ukraińskie władze oficjalnie nie biorą odpowiedzialności ani za ataki dronów, ani za działania rosyjskich ochotników. Stosują taką samą politykę niedopowiedzień, jaką wcześniej stosował z lubością Kreml, gdy udawał, że to nie on dokonał agresji na Ukrainę w latach 2014-15. Jednak tak jak wtedy nie było wątpliwości, kim są "zielone ludziki", tak teraz nie może być wątpliwości, co się dzieje i kto za tym stoi. Zwłaszcza że działania Ukraińców przynoszą zamierzone skutki. Z zaplecza linii frontu w Donbasie miała zostać wycofana rosyjska brygada i pułk, które skierowano do wzmocnienia granicy. Być może trzeba było też wycofać jakieś systemy przeciwlotnicze, aby utrudnić działanie dronom, ale brak szczegółowych informacji. O to Ukraińcom najpewniej chodzi. Wywrzeć presję polityczną i psychologiczną na Kreml, obniżyć jego wiarygodność w oczach obywateli i zmusić do wzmocnienia bezpieczeństwa terytorium Rosji kosztem linii obronnych na terenach okupowanych.

Zastygnięty front

Sama linia frontu na wschodzie i południu Ukrainy praktycznie nie drgnęła na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni. Od zdobycia przez Rosjan Bachmutu obie strony już jednoznacznie przeszły do defensywy. Mają miejsce ograniczone lokalne starcia, ale są one bez większego znaczenia. Rosjanie twierdzą na przykład, że poszli naprzód o kilka kilometrów w rejonie walk na północ od Kupiańska na samym północnym krańcu linii frontu. Nie ma jednak co do tego pewności i nawet jeśli, to nie zmienia to istotnie sytuacji w tym rejonie. Ukraińcy mieli natomiast pójść nieco naprzód w rejonie Wuhłedaru na południu linii frontu, gdzie zimą zostało rozbite jedno z rosyjskich głównych natarć. Ukraińskie wojsko miało też odzyskać nieco terenu w rejonie Awdijiwki i wsi oddzielających to miasto od donieckiego lotniska. Mowa jednak o postępach w standardowej mierze tej fazy wojny, czyli jedno lub dwa pola do przodu. Kilometr, może dwa kilometry w linii prostej. To walki małych grup piechoty wspieranych przez drony, czołgi i artylerię o poszczególne punkty umocnione w liniach drzew i zieleni pomiędzy polami.

Rejon Doniecka, stan na koniec maja, ale do dzisiaj nic się nie zmieniło. Niebieska strzałka wskazuje rejon drobnej korekty linii frontu na korzyść Ukraińców. Zniwelowali efekty kilku miesięcy krwawych rosyjskich atakówRejon Doniecka, stan na koniec maja, ale do dzisiaj nic się nie zmieniło. Niebieska strzałka wskazuje rejon drobnej korekty linii frontu na korzyść Ukraińców. Zniwelowali efekty kilku miesięcy krwawych rosyjskich ataków Fot. Militaryland.net

Mapa w większej rozdzielczości

W rejonie Bachmutu Ukraińcy aktualnie twierdzą, że zaprzestali dalszych prób ataków na skrzydłach miasta. W ciągu ostatnich dwóch tygodni udało im się odrzucić Rosjan miejscami o kilkaset metrów, a miejscami o kilka kilometrów w rejonie wsi Kliszczyjiwka na południe od miasta. Oznacza to odzyskanie dogodnych linii obronnych na wzgórzach, ale to tyle, i wzdłuż kanału. Z samego Bachmutu wycofuje się grupa Wagnera, która ma całkowicie zniknąć do 5 czerwca. Na jej miejsce wchodzą oddziały zapasowe regularnego wojska o ograniczonej wartości. Miasto i jego okolice są pod sporadycznym ostrzałem ukraińskiej artylerii oraz atakowane przez niewielkie drony uderzeniowe sterowane przy pomocy gogli do wirtualnej rzeczywistości. Ich celem są zazwyczaj żołnierze albo nieopancerzone lub lekko opancerzone pojazdy z zaopatrzeniem, a nawet systemy przeciwlotnicze.

Dwa ciekawe nagrania przedstawiające atak ukraińskiego drona z punktu widzenia obsługi rosyjskiego systemu przeciwlotniczego Pancyr-S. Rejon Bachmutu. Pomimo użycia rakiety i działek w samoobronie, pojazd został trafiony i uszkodzony.

Ciosy na dużych dystansach

Więcej dzieje się na zapleczu frontu. Ukraińcy ewidentnie korzystają z przekazanych im przez Wielką Brytanię rakiet manewrujących Storm Shadow. Opisywaliśmy je wcześniej. Od tego czasu ujawniono, że są one przenoszone i odpalane przez zmodyfikowane ukraińskie bombowce taktyczne Su-24. Niemal codziennie pojawiają się informacje o ich domniemanym wykorzystaniu do ataków na ważne cele na dalszym zapleczu frontu w rejonie Zaoporoża oraz Donbasu. Dzisiaj, w piątek drugiego czerwca, są to na przykład doniesienia o silnej eksplozji na terenie portu w Berdiańsku, będącego ważnym punktem logistycznym Rosjan, który pozostaje poza zasięgiem rakiet GMLRS systemów HIMARS/M270.

Wcześniej była mowa na przykład o ośrodku wypoczynkowym w rejonie Mariupola, gdzie mieli kwaterować rosyjscy żołnierze, bunkrach na terenie lotniska wojskowego w tymże mieście, gdzie miał być jakiś rosyjski punkt dowodzenia. Tego rodzaju doniesienia są teraz właściwie codziennością. Ukraińcy ewidentnie starają się zaszkodzić rosyjskiej logistyce i systemowi dowodzenia w Donbasie i na Zaporożu. Ataki przy pomocy rakiet GMLRS na cele położone do około 80-90 kilometrów za linią frontu już praktycznie przestały być wydarzeniem wartym szczególnej uwagi. Są codziennością i standardem.

Rosjanie ze swojej strony odpowiadają wyraźną intensyfikacją kampanią nalotów na cele w całej Ukrainie, choć ze szczególnym skupieniem się na Kijowie. W ostatnich tygodniach ukraińska stolica jest atakowana niemal codziennie. Szczególny atak wydarzył się 29 maja, kiedy Rosjanie użyli według Ukraińców 11 rakiet systemu Iskander, które już od wielu miesięcy były wykorzystywane bardzo sporadycznie. Najczęściej używanym rosyjskim uzbrojeniem są jednak irańskie drony Shahed-136, wypuszczane na różne cele w kraju.

Zestawienie grafik prezentowanych przez siły powietrzne Ukrainy, będących zobrazowaniem rosyjskich rakiet i dronów zestrzelonych w poszczególnych dniach majaZestawienie grafik prezentowanych przez siły powietrzne Ukrainy, będących zobrazowaniem rosyjskich rakiet i dronów zestrzelonych w poszczególnych dniach maja Fot. SP Ukrainy

Ukraińcy twierdzą, że ich obrona przeciwlotnicza zestrzeliwuje średnio ponad 90 procent rosyjskich pocisków i bezzałgowców. Nawet jeśli przyjmiemy tę wartość za prawdziwą, choć należy traktować ją z dystansem, to i tak Rosjanom czasem udaje się trafić coś, co nie jest obiektem cywilnym. Jest to nieuniknione, ponieważ Ukraińcy nie mają dość sił do obrony całego kraju i drugorzędnych miast. I tak na przykład 28 maja dwa rosyjskie drony miały trafić w skład amunicji w Żytomierzu. Potężne eksplozje wtórne były widoczne z daleka i uszkodziły wiele domów w okolicy. Rosyjskie dowództwo twierdzi, że seryjnie dokonuje tego rodzaju ataków na ukraińskie zapasy amunicji oraz paliw, jednak równie przekonujące dowody jak te z Żytomierza są bardzo rzadkie.

Nawet jeśli rosyjskie ataki na ukraińskie zaplecze są bardziej udane, niż możemy zobaczyć w sieci, to nie wydają się czymś, co w sposób decydujący wpłynie na przebieg wojny. Rosjanie niezmiennie są niezdolni do tak zwanego izolowania pola walki, czyli zakłócenia poruszania się oddziałów do i z rejonu walki oraz dopływu zaopatrzenia na linię frontu. Ukraińcy ewidentnie szykują poważne ciosy i nie śpieszą się z ich wyprowadzeniem, czekając na możliwie dogodną sytuację.

Więcej o: