1 czerwca doszło w stolicy Ukrainy do ataku rakietowego. Informowaliśmy, że w jego wyniku śmierć poniosły trzy osoby, a jedną z nich była dziewięcioletnia dziewczynka. W internecie pojawiły się zdjęcia mężczyzny siedzącego przy ciałach ofiar. Był to mieszkaniec Kijowa, który w ataku stracił córkę oraz wnuczkę.
"Dziś w naszym państwie, jak w wielu innych krajach, obchodzimy Dzień Dziecka. Ale w tym dniu państwo terrorystyczne odebrało życie ukraińskiemu dziecku" - przekazał za pośrednictwem mediów społecznościowych prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. W ataku zginęły także dwie kobiety - 33-latka oraz 34-latka, która była matką zmarłej dziewczynki.
Zdjęcie dziadka dziewięciolatki opublikowano m.in. na profilu twitterowym telewizji Biełsat. "Dzień Dziecka pod rosyjskim ostrzałem... Przez kilka godzin siedział na ziemi, dopóki nie znaleziono mu krzesła. Mieszkaniec Kijowa w dzisiejszym rosyjskim ostrzale stracił córkę i 9-letnią wnuczkę. Nie chciał zostawić ciał swoich bliskich" - napisano w poście, do którego dołączono zdjęcie mężczyzny.
Trzy osoby, które zginęły podczas ataku w Kijowie, próbowały dostać się do schronu, jednak nie zdołały tego zrobić, ponieważ drzwi budynku były zamknięte, do czego odniósł się na Facebooku ukraiński minister spraw wewnętrznych Ihor Kłymenko. "Zamknięte schrony podczas wojny to nie tylko obojętność. To przestępstwo. Wszczęto już postępowanie karne dotyczące zaniedbania, które spowodowało poważne konsekwencje" - przekazał Kłymenko.
Mąż zmarłej w wyniku ataku 33-letniej kobiety twierdzi, że wiele osób próbowało dostać się do schronu, w tym kobiety i dzieci, ale nikt nie otworzył im drzwi. - Był alarm, ludzie pobiegli do schronu, ale nie został otwarty. To wszystko. Pukali przez bardzo długi czas. Były tam kobiety i dzieci. Nikt nie otwierał - powiedział mężczyzna.