Rosyjskie miasto Szebiekino, zlokalizowane w obwodzie biełgorodzkim blisko granicy z Ukrainą, od kilku dni znajduje się w zasięgu działań wojennych. Mieszkańcy miasta doświadczają ostrzału i w panice próbują opuścić strefę zagrożenia na własną rękę. W opanowaniu chaosu miały pomóc wysłane na miejsce oddziały Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego i Legionu "Wolności Rosji". Ze wpisów zamieszczanych przez tamtejszą ludność na Telegramie i VKontakte wynika jednak, że nie są one wystarczające. Mieszkańcy domagają się interwencji prawdziwego wojska.
Po licznych głosach ze strony zagrożonych obywateli gubernator obwodu w czwartek (1 czerwca) ogłosił decyzję o rozpoczęciu procedury ewakuacji mieszkańców Szebiekina oraz pobliskich terenów przygranicznych. Część ludności wyjechała już przygotowanymi dla nich autobusami i przeszła urzędowy proces przydzielenia tymczasowego zakwaterowania.
Gubernator zapowiedział, że 200 rodzin (składających się z matek, małych dzieci oraz babć) zostanie przetransportowana do Penzy, czyli aż 800 km w głąb Rosji. Na sobotę planowana jest ewakuacja kolejnych 600 osób, które schronienie znajdą Kałudze - 500 km od opuszczanej miejscowości. Miejscowe władze radzą obywatelom, którzy mają taką możliwość, zatrzymanie się u swoich bliskich z innego miasta.
- Możemy przyjąć, że strona ukraińska ponownie chce wywołać jak największy chaos w regionach przygranicznych. Podobnie jak w przypadku ataku dronów na Moskwę i wejścia grup dywersyjnych do obwodu biełgorodzkiego, ma to pokazać zwykłym Rosjanom, że struktury ich państwa nie działają. Lokalne rosyjskie władze nie potrafią sprostać zadaniu ochrony ludności - ocenił w rozmowie z WP dr hab. Krzysztof Żęgota z olsztyńskiego Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Zdaniem eksperta obecne działania spowodują, że zwykły szary obywatel Rosji poczuje wojnę na własnej skórze. Przez wzgląd na propagandę nie można jednak zakładać, że każdy będzie przeciwko kontynuowaniu działań zbrojnych. Część Rosjan poczuje się jeszcze bardziej zmobilizowana do zjednoczenia wysiłków przeciwko rzekomemu najeźdźcy.