Do eksplozji gazociągu Nord Stream doszło pod koniec września ubiegłego roku. Władze w Kopenhadze odkryły łącznie trzy nieszczelności w gazociągach. Śledztwo w tej sprawie prowadzą Szwecja, Dania i Niemcy. Okoliczności wysadzenia gazociągów bada również jeden z wydziałów polskiej Prokuratury Krajowej oraz ABW. Wybuch podwodnych gazociągów Nord Stream jest też przedmiotem śledztw mediów. Niemiecki dziennik "Süddeutsche Zeitung", niemieccy nadawcy radiowo-telewizyjni Norddeutscher Rundfunk (NDR) oraz Westdeutscher Rundfunk (WDR) oraz szwedzka gazeta "Expressen" opublikowały nowe doniesienia w tej sprawie.
Niemieckie służby w związku z wybuchem gazociągu badają sprawę 26-letniego żołnierza z Ukrainy, który przebywał na jachcie "Andromeda". W czwartek 25 maja niemieccy funkcjonariusze przeszukali mieszkanie we Frankfurcie nad Odrą, gdzie mieszka była lub obecna partnerka 26-latka. Według doniesień wspomnianych mediów, jej telefon został zabezpieczony. Kobieta została przesłuchana, a w sprawie przyznano jej status świadka. Pobrano także próbkę DNA od jej dziecka, którego ojcem jest ukraiński żołnierz. Według ustaleń niemieckich służb 26-latek miał wynająć jacht w niemieckim porcie Hohe Düne w Rostocku, przy użyciu fałszywego paszportu. Z kolei czarter miał zostać opłacony przez spółkę-słup Feeria Lwowa, która została zarejestrowana w Warszawie, a jej udziałowcem jest Ukrainka. Jacht miał pływać w pobliżu miejsca, w którym doszło do eksplozji. W kabinie łódki śledczy mieli znaleźć ślady materiałów wybuchowych.
Jednak jak podała "Rzeczpospolita", zdaniem polskich śledczych wersja o udziale "Andromedy" w sabotażu nie wydaje się jednak prawdopodobna. - Osoby na jachcie zupełnie nie wyglądały na profesjonalistów, którzy mogliby wykonać takie zadanie. Balowali, głośno się zachowywali, zwracając na siebie uwagę, niektórzy z mężczyzn mieli złote łańcuchy na szyi. Żaden profesjonalista tak ostentacyjne nie ściągałby na siebie uwagi - mówił informator dziennika. Co więcej, na 15-metrowej "Andromedzie" trudno byłoby przetransportować duże ilości ładunku wybuchowego.
- Zbierając całość do kupy, wersja z turystami z jachtu jest wręcz absurdalna - komentuje osoba, mająca informacje o polskim śledztwie. Informator wskazywał, że "gdyby jakiekolwiek służby chciały wykorzystać jakąś firmę, to doskonale by to zakamuflowały" a "tu wyłożyły wszystko na tacy". Wojciech Cieśla z frontstory.pl sugerował, że "być może rejs 'Andromedy' i jego ukraińskie tropy zostały celowo zorganizowane i "wystawione" przez Rosjan, aby odciągnąć śledczych od prawdziwych sprawców". "Rz" podała również, że według polskich śledczych w rejonie wybuchu pływało kilkanaście rosyjskich jednostek, które są przystosowane do schodzenia pod wodę.
W ubiegłym miesiącu pojawiły się także doniesienia o tym, że rosyjskie okręty były widziane na morzu w tej okolicy przed wybuchami. Ich pozycje śledziła duńska marynarka wojenna. Grupa dziennikarzy, m.in. z duńskiego radia publicznego DR ustaliła, że Rosjanie prowadzili w pobliżu miejsca późniejszej eksplozji dwie tajne misje. Okręty, w tym statek "Sibiryakov", który może mieć na pokładzie małą łódź podwodną, poruszały się na morzu w trybie cichym, z wyłączonymi transponderami, w zwykłej sytuacji przekazującymi ich pozycje.
Dziennikarze ustalili trasę okrętów, analizując przechwycone transmisje radiowe i zestawiając je ze zdjęciami satelitarnymi. Jak się okazało, różne rosyjskie okręty pływały w pobliżu miejsca eksplozji co najmniej trzy razy w miesiącach poprzedzających wybuchy. Analitycy, cytowani przez radio DR oceniają, że takie ruchy okrętów mogły być misją rozpoznawczą i przygotowaniem do przyszłego sabotażu. Oficer marynarki wojennej i wykładowca Norweskiej Akademii Obrony Johannes Riber zwrócił uwagę, że nie były to zwykłe statki, ale okręty rosyjskiej marynarki wojennej i znalazły się one w tym miejscu z konkretnego powodu, którym raczej nie były żadne "prace konserwacyjne". Rosja nie skomentowała doniesień duńskiego radia, ale Kreml w przeszłości zaprzeczał, że ma cokolwiek wspólnego z wybuchami.