Podczas wtorkowej wizyty w Estonii dziennikarze pytali Jamesa Cleverly'ego o atak dronów na Moskwę. Polityk podkreślił, że nie ma na ten temat konkretnych informacji i nie wie, kto za tym stoi. Dodał, że co do zasady, pod pewnymi warunkami, Ukraińcy mają prawo uderzać w cele leżące poza ich terytorium. - Ukraina ma także prawo używania siły poza swymi granicami w celu zmniejszenia rosyjskich zdolności do tworzenia zagrożenia dla Ukrainy. Uderzenie w uzasadnione, wojskowe cele zagraniczne to część ukraińskiej samoobrony - stwierdził szef brytyjskiej dyplomacji.
We wtorek nad ranem w Moskwie doszło do ataku dronowego. Jak przekazał mer miasta, odnotowano zniszczenia w kilku budynkach, ale nikomu nic się nie stało. Według nieoficjalnych doniesień kanału "Baza" na Telegramie w porannym ataku w obwodzie moskiewskim uczestniczyło ok. 25 dronów. Większość z nich miała zostać zastrzelona, niektóre zaczepiły się o drzewa i druty. - System obrony powietrznej działał zadowalająco podczas ataku dronów na Moskwę, ale jest praca do zrobienia. Jest jasne, co należy zrobić, aby uszczelnić obronę powietrzną w stolicy. Zrobimy to - skomentował wtorkowy atak dronów Władimir Putin, cytowany przez agencję Interfax.
Do słów Cleverly'ego w środę odniósł się Dmitrij Miedwiediew, były prezydent Federacji Rosyjskiej, obecnie wiceprzewodniczący rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa.
"Głupkowaci urzędnicy z Wielkiej Brytanii, naszego odwiecznego wroga, powinni pamiętać, że w ramach powszechnie akceptowanego prawa międzynarodowego regulującego współczesną wojnę, w tym konwencji haskiej i genewskiej wraz z dodatkowymi protokołami, ich państwo również można zakwalifikować jako będące w stanie wojny" - napisał Miedwiediew. Jak dodał, Wielka Brytania, sojusznik Ukrainy, wspierający ten kraj militarnie "de facto prowadzi niewypowiedzianą wojnę z Rosją". "W takim przypadku każdy z jej urzędników publicznych (wojskowych lub cywilnych, którzy ułatwiają wojnę) można uznać za uzasadniony cel wojskowy" - napisał.