Bartosiak, rozdział książki, raport RAND i przepisywanie. Zarzuty o plagiat w kluczowej pracy geopolityka

Pierwsza i najważniejsza książka znanego geopolityka dr. Jacka Bartosiaka została napisana nie do końca samodzielnie? W internecie pojawiły się informacje, że jeden z rozdziałów jest w przeważającej części przetłumaczonym fragmentem raportu amerykańskiego think-tanku. Pojawiły się też oskarżenia o plagiat.

Chodzi o książkę "Pacyfik i Euroazja. O wojnie", wydaną w 2016 roku. Wielki sukces Bartosiaka, wielokrotnie i długo gościła na szczytach list bestsellerów w kategorii "Literatura faktu". To dzięki niej autor stał się najbardziej znanym w Polsce geostrategiem, czyli zwolennikiem poglądu, iż to geografia ma kluczowe znaczenie w rozwoju wydarzeń pomiędzy państwami. Wydał szereg kolejnych książek, w których stara się przewidywać rozwój wydarzeń na świecie i tłumaczyć mechanizmy rządzące światem. Regularnie udziela się publicznie i wypowiada na tematy związane z polityką międzynarodową.

Przy okazji sporu na temat tego, co mówił podczas swoich wystąpień, pojawiły się wątpliwości co do jakości jego wspomnianej pierwszej książki. Dokładniej jednego z rozdziałów, który wydaje się w zdecydowanej mierze przetłumaczonym i przepisanym rozdziałem z raportu think-tanku RAND. Sam Bartosiak uważa, że zrobił wszystko zgodnie z zasadami i problemu tak naprawdę nie ma. Podobnego zdania zdaje się jego promotor, profesor Bogdan Góralczyk. Nie wszyscy się z tym jednak zgadzają. -  Dla mnie podejście pana Bartosiaka do badań jest karygodne - uważa dr Michał Piegzik.

Zobacz wideo

Geneza konfliktu Bartosiaka i Piegzika

- Pana Bartosiaka obserwuję jakoś od roku. Regularnie porusza kwestię wojny na Pacyfiku w latach 1941-45, która jest mi bardzo blisko z uwagi na zainteresowania - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Piegzik, który pracuje naukowo na Uniwersytecie Edinburgh Napier. Jest prawnikiem specjalizującym się w prawie japońskim i dodatkowo pasjonatem historii działań zbrojnych na Pacyfiku podczas II wojny światowej. Jak sam podkreśla, znajomość języka daje mu bardzo rzadką wśród badaczy spoza Japonii możliwość zapoznawania się z oryginalnymi dokumentami japońskimi. Napisał pięć książek poświęconych różnym kampaniom w trakcie walk na Pacyfiku. - Śledząc wypowiedzi pana Bartosiaka, słyszałem, że z czasem coraz częściej mija się z prawdą. Ewidentnie nie zna podstawowej literatury tematu, równocześnie kreując się na eksperta i znawcę - twierdzi naukowiec.

Tydzień temu, po wysłuchaniu kolejnej rozmowy z Bartosiakiem, w której tenże mówił dużo na temat genezy wojny Japonii z USA, Piegzik postanowił coś zrobić, bo jego zdaniem ilość nieprawdy i przekłamań stała się nie do zniesienia. - Jestem naukowcem, w naturalnym odruchu chciałem to wykazać i udowodnić. Opisałem i wypunktowałem kilkadziesiąt błędów merytorycznych w rozdziale jego książki "Pacyfik i Euroazja. O wojnie" poświęconego temu tematowi - mówi naukowiec. Swoją opinię zamieścił na popularnym forum poświęconym militariom na Facebooku, ObronaPro, gdzie Bartosiak jest aktywny. Wywiązała się dyskusja.

Link do krytyki autorstwa Piegzika.

- Pan Bartosiak regularnie wzywa do debat i kreuje się na otwartego na dyskusję, ale wyraźnie nie uznał mnie za godnego, bo w ogóle nie odniósł się do moich uwag, jedynie zarzucił mi brak znajomości tematu i załączył zdjęcie ewidentnie przypadkowo wybranej japońskiej książki z tej tematyki. Chyba nie wiedział jednak, że znam biegle japoński - mówi Piegzik. W końcu Bartosiak w odpowiedzi na krytykę zamieścił linka do raportu thnik-tanku RAND. Uczynił to bez komentarza, ale z kontekstu wynikało, że to jest źródłem informacji dla treści rozdziału, który krytykował Piegzik. Później w oddzielnym wpisie w mediach społecznościowych Bartosiak stwierdził, iż do analityków RAND ma "większe zaufanie" co do oceny historii, niż do swojego adwersarza.

Eskalacja do zarzutów o plagiat

Sprawa być może skończyłaby się w tym momencie tak jak większość akademickich dyskusji, czyli zgodą co do niezgody. Piegzik przyjrzał się jednak anglojęzycznemu raportowi RAND i porównał go ze wspomnianym rozdziałem książki Bartosiaka. - Zaznaczyłem sobie, które fragmenty są wprost przepisane po przetłumaczeniu. Ostatecznie wyszło mi, że 89 procent treści rozdziału pochodzi z raportu RAND - stwierdza Piegzik. Choć sam wprost nie zarzucił Bartosiakowi plagiatu, to w internecie natychmiast wybuchła burza zarzutów i słowo "plagiat" zaczęło być używane powszechnie. Bartosiak jest zdania, że w sposób zdecydowanie nieuprawniony.

- To nie jest żaden plagiat. Jest wyraźny przypis zbiorczy i odniesienie informujące, że ów rozdział został napisany na podstawie wspomnianego raportu RAND. Plagiatem byłoby, gdybym przywłaszczył sobie treści z tegoż raportu i udawał, że są moje - stwierdza w rozmowie z Gazeta.pl. Rzeczywiście na początku rzeczonego rozdziału książki jest informacja, że został on napisany na podstawie 16 pozycji, w tym raportu RAND. W samym tekście nie ma już jednak zaznaczeń wskazujących szczegółowo, gdzie są treści wzięte z innych źródeł.

- W mojej ocenie usprawiedliwianie się zbiorczym przypisem jest skandaliczne. Prawie cały rozdział jest przepisany z raportu RAND. Co więcej, w przypisach jest wymienione łącznie 16 pozycji literatury, które miały zostać wykorzystane przy jego pisaniu. Podczas gdy jak na dłoni widać, że przytłaczająca większość to ten jeden raport. Gdzie więc te pozostałe 15 pozycji? - uważa natomiast Piegzik.

Spór stał się na tyle zaogniony i angażujący część środowiska naukowego zajmującego się politologią, że swoją opinię wyraził profesor Bogdan Góralczyk. To bardzo zasłużony naukowiec specjalizujący się w sprawach międzynarodowych, a zwłaszcza roli Chin w świecie. Góralczyk był promotorem pracy doktorskiej Bartosiaka, która została potem wydana w postaci wspomnianej książki "Pacyfik i Euroazja. O wojnie". Na Twitterze napisał tak:

Doktorat J. Bartosiaka napisany w 2015 r. był jednym z najlepszych, jakie znam i miałem w ręku. Był na naszym rynku pionierski i nie dziwi fakt, że jego późniejsza wersja książkowa odniosła taki sukces i wywindowała Autora na pozycje, na których się znalazł. Istotą pracy było strukturalne zderzenie mocarstw prowadzące do wojny. Zarzuty o plagiat dotyczą, jak rozumiem, jednego rozdziału w doktoracie, napisanego jako "historyczna ilustracja". Czy można mówić o plagiacie, jeśli jest tam zbiorczy przypis?

Link do pierwszej części wpisu profesora.

- Dla mnie sprawa jest oczywista. Jasno wypowiedział się w tej sprawie promotor pracy, profesor Góralczyk. Moim zdaniem to zamyka sprawę - uważa dr Bartosiak. - Warto pamiętać, że mówimy o rozdziale, który jest w pewnym sensie dodatkiem do właściwej części pracy. Ma tworzyć tło i pokazywać, jak w przeszłości podejmowano decyzje prowadzące do wojny - dodaje. 

W odpowiedzi na jeden z postów Piegzika Bartosiak zamieścił komentarz, w którym ostrzegł, że jeśli ten nie przestanie "atakować strony formalnej" jego pracy doktorskiej, to może zostać pozwany za zniesławienie. - Kwestię ewentualnego podjęcia przeze mnie kroków prawnych wobec osób zarzucających mi plagiat pozostawię bez komentarza - dodał później w rozmowie z Gazeta.pl.

Poniżej link do całego wpisu Bartosiaka.

- Nie ukrywam, że ta sytuacja mnie ogromne zdenerwowała. Zostałem potraktowany jak jakiś ignorant i frustrat "który chce się wypromować na sławie Bartosiaka", choć akurat wiem, że na tym temacie się znam i potwierdza to mój dorobek. Moje próby merytorycznej dyskusji skończyły się reakcją pełną protekcyjności, arogancji i agresji - stwierdza Piegzik.

Brak zdecydowanego rozstrzygnięcia

Obiektywne ustalenie tego co jest plagiatem, a co nie, nie jest sprawą prostą. Nie na tym poziomie i kiedy w grę wchodzą źródła anglojęzyczne, które wymykają się automatycznej ocenie przy pomocy stosowanych w polskiej nauce programów antyplagiatowych. Czym jest plagiat, mówi Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Konkretnie artykuł 115.

Kto przywłaszcza sobie autorstwo albo wprowadza w błąd co do autorstwa całości lub części cudzego utworu albo artystycznego wykonania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3.

- Korzystając z cudzego dzieła podczas pisania pracy naukowej, trzeba to wyraźnie i jednoznacznie oznaczyć według uznanych zasad. Oznaczając cytat, parafrazę i zamieszczając przypisy wskazujące na pochodzenie danej treści - tłumaczy Gazeta.pl dr Michał Piekarski z Uniwersytetu Wrocławskiego. Jego zdaniem nie można parafrazować całych dużych fragmentów cudzego dzieła i odnotowywać tego jakimś jednym przypisem zbiorczym, bo każdy zapożyczony element musi być wyraźnie oznaczony i ze stosownym przypisem. - Jeśli w jakimś fragmencie pracy korzystamy raz po razie z jednego źródła, to na taką sytuację wymyślono frazę "ibidem", która oznacza powtórzenie poprzedniego źródła cytowania - mówi pracownik naukowy. Piekarski dodaje, że jego zdaniem taka sytuacja jak opisane wykorzystanie raportu RAND, nie jest czymś właściwym. - Od osoby piszącej pracę naukową oczekujemy autorskiego opracowania tematu i krytycznej weryfikacji źródeł - stwierdza naukowiec.

Co będzie dalej? Teoretycznie ktoś może złożyć zawiadomienie do prokuratury, ponieważ plagiat jest czynem ustawowo zabronionym i sprawa może trafić przed sąd. Ten musiałby orzec, czy mamy do czynienia z plagiatem, czy nie. Piekarski zaznacza przy tym, że nie ma znaczenia, czy plagiat dotyczy jednego małego suplementu książki, czy jej kluczowej myśli. Plagiat to plagiat. Ewentualnie sprawą mogłaby się zająć rada instytutu, na którym Bartosiak bronił swojego doktoratu i za który otrzymał tytuł doktora. W tym przypadku był to Instytut Studiów Politycznych PAN. W przypadku stwierdzenia plagiatu tytuł doktorski mógłby zostać odebrany. - Tego rodzaju procesy w praktyce są jednak bardzo długotrwałe i skomplikowane - stwierdza Piekarski.

Więcej o: