W sobotę PAŻP zamieściła komunikat, w którym opisuje incydent z udziałem drona w przestrzeni powietrznej, zgłoszony przez pilotów samolotu PLL LOT: "Potwierdzamy dzisiejsze zdarzenie, które miało miejsce poza terenem Lotniska Chopina (ok. 40 km od Lotniska Chopina, poza jego terytorium). Piloci samolotu LOT zgłosili obecność drona w przestrzeni powietrznej. PAŻP od razu uruchomiła odpowiednie procedury, zgłaszając zdarzenie do organów ścigania".
Zgodnie z oświadczeniem zdarzenie ma zostać też zgłoszone do Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych oraz Urzędu Lotnictwa Cywilnego. "Agencja zgłosi także zdarzenie do PKBWL oraz ULC. PAŻP oraz PPL ściśle współpracują w ramach przeciwdziałania podobnego rodzaju incydentom" - przekazano.
To kolejny incydent z udziałem drona w ostatnim czasie. Po raz pierwszy o sprawie zrobiło się głośno w sobotę 13 maja. Około godziny 16:00 na lotnisku Chopina w Warszawie niezidentyfikowany dron wielkości szybowca minął o około 30 metrów lądujący samolot LOT-u. Lecący z Poznania embraer w barwach LOT-u podchodził do lądowania na warszawskim lotnisku. Pilot zgłosił wieży, że na wysokości 2000 stóp dron koloru żółtego przeleciał 100 stóp (ok. 30 metrów) nad podchodzącą do lądowania maszyną. W tym samym czasie do lądowania podchodził kolejny samolot, z Wrocławia. Kontroler ostrzegł załogę przed dronem, na co pilot odpowiedział, że widzi maszynę na wysokości 1800-2000 stóp i że jest ona wielkości szybowca.
Zapis rozmowy pilota z wieżą, którą opublikował portal polsatnews.pl, potwierdza, że bezzałogowiec przeleciał około 30 metrów od samolotu. - Chcieliśmy zgłosić drona koloru żółtego na podejściu 5,1 mili, na 2000 stóp. Przeleciał około 100 stóp nad nami - przekazał pilot. Kontrolerka zapytała "z której, do której przyleciał?". - Od lotniska w naszą stronę z przeciwnego kierunku, 5,1 mili. Poleciał w stronę zachodnią - odparł pilot.
- Od katastrofy dzieliła ich mniej niż sekunda. Byli tak blisko tego drona, że wystarczył podmuch wiatru, by do niej doszło - powiedział jeden z pilotów. Drugi stwierdził natomiast, że w takiej sytuacji powinno się zamknąć przestrzeń powietrzną, co zrobiono dopiero po wylądowaniu drugiego samolotu na około pół godziny. O informacje w sprawie zapytaliśmy biuro prasowe PLL LOT. Jednak dostaliśmy jedynie informacje, że "po wylądowaniu [piloci - red.] sporządzili raporty, które są w tej chwili przedmiotem wyjaśniania przez Komisję Badania Zdarzeń Lotniczych w PLL LOT".