Przemawiając w czwartkowe południe Ben Wallace oznajmił, że rakiety "są właśnie w drodze, albo już dotarły na miejsce". - Przekazanie tych rakiet da Ukrainie najlepszą możliwą szansę na obronienie się przed rosyjską agresją - stwierdził. Tłumaczył też, że decyzja zapadła wobec "podążania Rosji mroczną ścieżką" i prowadzenia ciągłych ataków na ukraińskie miasta. Nazwał to "proporcjonalną odpowiedzią" na to, co robią Rosjanie.
Wielka Brytania przełamała tym samym opór Zachodu przed przekazywaniem Ukrainie broni dalekiego zasięgu. Ukraińcy prawie od początku wojny apelowali, zwłaszcza do USA o systemy, które pozwolą im sięgnąć nie na sto kilometrów, ale kilkaset w głąb terenu kontrolowanego przez Rosjan. Najwięcej mówili o amerykańskich rakietach balistycznych ATACMS, kompatybilnych z systemami HIMARS i M270. Waszyngton pozostaje jednak do dzisiaj niewzruszony i odrzuca ukraińskie prośby, argumentując to niechęcią do zbytniej eskalacji konfliktu i drażnienia Moskwy. Brytyjczycy już od kilku tygodni sygnalizowali, że mogą się wyłamać i informowali o swojej chęci przekazania jakiejś broni dalekiego zasięgu. Teraz mamy potwierdzenie.
Storm Shadow to odpalane z samolotu rakiety manewrujące, często potocznie nazywane "cruise". To bardzo nowoczesna broń, która może napsuć Rosjanom dużo krwi. Jest dziełem anglo-francuskiego konsorcjum. Prace koncepcyjne zapoczątkowano w latach 80. Ich celem było opracowanie celnej rakiety dalekiego zasięgu trudnej do wykrycia przez radary. Właściwe projektowanie i tworzenie Storm Shadow miało miejsce w latach 90., a wejście do służby na przełomie wieków. Francuzi nazywają je SCALP-EG. Pierwsze bojowe użycie miało miejsce podczas inwazji na Irak w 2003 roku.
Rakiety są przenoszone przez samoloty. Po uwolnieniu uruchamiają mały silnik odrzutowy nadający im prędkość rzędu 900 km/h i schodzą na małą wysokość kilkudziesięciu metrów nad terenem. Utrzymują ją, śledząc ziemię przed sobą przy pomocy radaru. Do celu lecą wykorzystując trasę zapisaną w pamięci i sygnały nawigacji satelitarnej. Mogą po drodze wykonywać szereg zwrotów, aby na przykład uniknąć znanych stanowisk obrony przeciwlotniczej. W rejonie celu uruchamiają dodatkowo czujnik działający w podczerwieni, który naprowadza rakietę precyzyjnie w ostatnich chwilach lotu. Głowica waży 450 kilogramów i jest skonstruowana z myślą o uderzeniach na cele umocnione, takie jak na przykład bunkry. Rakieta w wersji dla wojsk Francji i Wielkiej Brytanii ma móc przelecieć "ponad 350 mil" czyli ponad 560 kilometrów. Dokładna wartość nie jest znana. W wersji eksportowej zasięg jest mniejszy o ponad połowę. Nie wiadomo, jaką dostała Ukraina, ale biorąc pod uwagę to, że najpewniej Brytyjczycy przekazują rakiety z zapasów RAF, to tą o dłuższym zasięgu.
Wykrycie Storm Shadow w locie i zestrzelenie ma być trudne z dwóch względów. Po pierwsze z powodu niskiego pułapu lotu, który znacznie utrudnia wykrycie przez radary. Po drugie pocisk skonstruowano zgodnie z technologią stealth, czyli minimalizacji skutecznej powierzchni odbicia fal radarowych. Obrona przed Storm Shadow będzie na pewno wyzwaniem dla rosyjskiej obrony przeciwlotniczej, jednak nie jest to sprzęt nie do pokonania. Jak każdy.
Pytaniem pozostaje też, jakie ukraińskie samoloty przystosowano/zostaną przystosowane do odpalania Storm Shadow. Brytyjczycy i Francuzi używają/używali do tego Panavia Tornado, Eurofighter Typhoon, Mirage 2000 i Rafale. Ukraińcy być może będą używali Su-24 lub Su-27. Teoretycznie odpowiednie modyfikacje nie powinny być wielkim problemem. Rakietę można najpewniej zaprogramować przed startem, a potem tylko zwolnić w odpowiednim miejscu i momencie.
Dla Ukraińców brytyjskie rakiety są darem o ogromnym znaczeniu. Jedną z ich największych słabości jest brak uzbrojenia pozwalającego atakować cele na rosyjskim zapleczu. Prawie rok temu otrzymali systemy HIMARS/M270 o zasięgu wynoszącym niecałe sto kilometry i wywołało to poważną zmianę w przebiegu wojny, przede wszystkim zmuszając Rosjan do odsunięcia składów zaopatrzenia i stanowisk dowodzenia na ponad sto kilometrów od linii styczności. Miało to istotny wpływ na spadek skuteczności ich działań. Z czasem przystosowali się jednak do nowych realiów. Ukraińcy prosili więc nieustannie o coś, co pozwoli im sięgać jeszcze głębiej za linie wroga i atakować tam kluczowe cele w rodzaju punktów dowodzenia, centrów logistycznych, baz lotniczych czy najważniejszych elementów infrastruktury.
Brytyjskie rakiety są więc czymś w rodzaju spełnienia marzeń dla ukraińskiego wojska. Być może Londyn nałożył jakieś ograniczenia co do tego, jakie cele można nimi atakować, ale nawet jeśli, to wachlarz możliwości jest ogromny. Wszystkie wspomniane powyżej rosyjskie obiekty znajdujące się w odległości 300-400 kilometrów od linii frontu stają się potencjalnymi celami trudnego do zatrzymania ataku. Oznacza to między innymi wszystkie duże składy logistyczne, centra dowodzenia wyższego szczebla czy większość baz lotniczych, z których operują samoloty bezpośrednio wspierające front. Oznacza to też cały Krym czy most nad cieśniną Kerczeńską.
Będzie to wymagało kolejnej fundamentalnej zmiany systemu działania wojska Rosji, która musi się dokonać w najgorszym możliwym momencie, czyli w przededniu domniemanego przejścia Ukraińców do ofensywy. Tego rodzaju zbieżność okoliczności na pewno była zaplanowana. Bardzo istotne będzie obserwowanie reakcji Kremla. Dotychczasowe opory Zachodu przed dostarczaniem broni tego rodzaju były powodowane oficjalnie strachem przed właśnie tym. Jeśli nie stanie się nic szczególnego, to być może inne państwa pójdą śladem Wielkiej Brytanii.
Warto przy tym pamiętać, że choć Storm Shadow na pewno przysporzą Rosjanom dużo bólu głowy i poprawią szanse Ukraińców, to same wojny nie wygrają. Ukraińcy najpewniej nie otrzymają jej w wielkich liczbach, jak na przykład liczonych w tysiącach rakiet GMLRS do systemów HIMARS/M270. W najlepszym wypadku będzie ich kilkaset. Każda kosztuje równowartość co najmniej kilku milionów złotych (dokładna wartość jest trudna do ustalenia, podawane są od około 700 tysięcy do 2,2 miliona funtów za sztukę w zależności od wersji) i Wielka Brytania nie kupiła ich ogromnej liczby. Szacunki mówią o do około tysiąca sztuk.
Niezależnie od tego sama groźba możliwości przeprowadzenia przez Ukraińców groźnego ataku na kilkaset kilometrów za linią frontu poważnie zmienia reguły gry. Nawet jeśli faktyczne ataki nie będą częste. Konieczność brania ich pod uwagę i zabezpieczania się przed ich skutkami będzie oznaczało poważny wysiłek dla Rosjan.