Hipercud Putina pokonany nad Kijowem. Kolejna rosyjska bańka przekłuta

Pocisk Kindżał, jedna z szeroko reklamowanych super hipersonicznych broni Rosji, miała zostać pokonana nad Kijowem. Według Ukraińców dokonał tego amerykański system Patriot. Tak wojna weryfikuje sztucznie pompowany balon wokół kolejnego rzekomo wyjątkowego rosyjskiego systemu uzbrojenia.

Do zestrzelenia doszło w nocy z czwartku na piątek. Mieszkańcy Kijowa donosili, że słyszeli w nocy wyjątkowo głośny huk i dźwięki działania obrony przeciwlotniczej. W piątek ukraiński portal "Defence Express" opublikował tekst donoszący o zestrzeleniu w nocy rosyjskiej rakiety Kindżał nad stolicą. Opierał się na nieoficjalnych przeciekach z ukraińskiego wojska i dwóch zdjęciach przedstawiających szczątki pocisku. Wymiary i kształty ogólnie się zgadzały.

Tego samego dnia rzecznik prasowy ukraińskiego lotnictwa (podlegają mu systemy przeciwlotnicze broniące nieba nad krajem) nie potwierdził, ani nie zaprzeczył historii. Dopiero w sobotę dowódca sił powietrznych Ukrainy Mykoła Oleszczuk oficjalnie oznajmił, że w nocy z czwartku na piątek doszło do zestrzelenia nad Kijowem pocisku Kindżał przy pomocy rakiety wystrzelonej z systemu Patriot.

Zobacz wideo

Hiperbańka na potrzeby wizerunku rosyjskiej potęgi

Z punktu widzenia przebiegu wojny to wydarzenie najpewniej nie miało większego znaczenia. Chyba że w ten sposób zapobieżono trafieniu jakiegoś wyjątkowo cennego celu, ale Ukraińcy nic o tym nie mówią. Nawet jeśli, to szkody, jakie może wyrządzić jeden Kindżał, nie są wielkie. Znacznie ważniejszy jest wymiar propagandowy tego zdarzenia. To precyzyjne uderzenie w jedną z rosyjskich baniek medialnych otaczających niektóre ich systemy uzbrojenia. Ta wojna pokazała już na przykład, jak wiele znaczą myśliwce Suchoja kręcące świetne manewry na pokazach, jeśli nie stoi za nimi sprawny system szkolenia, dowodzenia i rozpoznania. Pokazała też, ile znaczą rysowane przed wojną przez wielu publicystów kółka na mapie, mające pokazywać ogromne strefy w powietrzu wokół stanowisk rosyjskich systemów przeciwlotniczych S-300/400. Żaden wrogi samolot miał w nich nie przetrwać, a ukraińskie lotnictwo jednak jakoś daje radę.

* Żołnierz Sił Zbrojnych Ukrainy, który na wojnie stracił nogi, przebiegł maraton. "Jeszcze w październiku zaszywano mi dziury po odłamkach, a teraz biegnę"

Kindżał był jedną z tego rodzaju broni, której marka została przesadnie rozdmuchana w ramach manii wszystkiego, co "hipersoniczne". W 2018 roku jej istnienie ujawnił Władimir Putin podczas swojego pamiętnego wystąpienia, na którym zaprezentował łącznie sześć różnych nowych systemów uzbrojenia, mających być unikalnymi w skali światowej i dającymi Rosji ogromną siłę w relacjach z Zachodem. Kindżała (formalnie Ch-47M2) reklamowano wówczas jako hipersoniczny pocisk balistyczny odpalany z myśliwca MiG-31, zdolny do wykonywania szybkich, precyzyjnych i niemożliwych do zatrzymania ataków na najcenniejsze cele. Na przykład amerykańskie lotniskowce, czy ważne punkty dowodzenia. Zaowocowało to pojawieniem się w kolejnych latach niezliczonych artykułów o tym, jakim to wielkim zagrożeniem jest hipersoniczny Kindżał.

W szaleństwie związanym ze wszystkim, co ma w nazwie "hipersoniczne", zniknął jeden podstawowy fakt, że co do zasady to zmodyfikowany, ale dobrze znany wcześniej pocisk balistyczny krótkiego zasięgu Iskander, podwieszony pod samolot i odpalany w powietrzu. Główną cechą Kindżała nie jest prędkość hipersoniczna, czyli przekraczająca Mach 5 (około 6000 km/h). To żadna nowość. Głównymi zaletami wynikającymi z podwieszenia Iskandera pod samolot było po pierwsze zwiększenie jego zasięgu (rakieta w momencie odpalenia silnika nie ma prędkości i wysokości 0, ale takie nadane przez samolot, co oznacza dodatkową energię na starcie) do około 2000 kilometrów (po wliczeniu zasięgu przenoszącego samolotu), zamiast około 700. Po drugie zwiększenie elastyczności i szybkości użycia. Samolot-nosiciel, czyli MiG-31K, jest znacznie bardziej mobilny niż ciężarówka-wyrzutnia Iskanderów. W razie potrzeby może dostarczyć Kindżała w pożądany rejon startowy nieporównywalnie szybciej. Te dwie cechy czynią z nowej rosyjskiej broni system jak najbardziej ciekawy. Problem w tym, że do ich wykorzystania trzeba sprawnego systemu rozpoznania, który wskaże te odległe i cenne cele. Z tym Rosjanie mają natomiast ogromny problem, bo takiegoż systemu nie mają, co widać świetnie podczas tej wojny.

Grafika przedstawiająca amerykański testowy szybowiec hipersoniczny HTV-2 Czym jest broń hipersoniczna. Czy to rewolucja?

Fizyka utrudnia życie

Sama prędkość hipersoniczna daje Kindżałowi tyle, że dociera do swojego celu szybciej, niż na przykład rakieta manewrująca KH-101 lecąca 900 km/h i potrzebująca nawet ponad dwóch godzin na osiągnięcie swojego celu odległego o 2000 km. Poprawia to szanse przy atakowaniu obiektów, które mogą szybko zmienić lokalizację. Nie zapewnia jednak odporności na systemy obronne przeciwnika. Wbrew temu co często powtarzali Rosjanie przy opisywaniu Kindżała, który miał być "niewrażliwy". Istnieje szereg systemów przeciwrakietowych, teoretycznie zdolnych strącić cel tego rodzaju. I nie chodzi tylko o najnowocześniejsze zachodnie konstrukcje.

Prędkość hipersoniczna nie jest bowiem niczym nowym w świecie uzbrojenia. Praktycznie każda rakieta balistyczna, od tych powstałych w latach 50., osiąga taką w trakcie swojego lotu. Różnej maści systemy antyrakietowe były więc tworzone z myślą o takich celach już od dekad. Dlatego też nowoczesne rakiety balistyczne, takie jak choćby Iskander/Kindżał, mają manewrować w ostatniej fazie lotu, aby utrudnić swoje zestrzelenie. Jednocześnie muszą jednak być w stanie precyzyjnie trafić w swój cel. Połączenie wysokiej prędkości, manewrów i precyzji, to natomiast bardzo trudne zadanie. Dba o to fizyka, na której ominięcie Rosjanie nie mają sposobu.

Problemy są dwoiste. Po pierwsze wykonywanie manewrów z bardzo dużą prędkością oznacza konieczność użycia dużych sił, aby zmienić kierunek lotu. Im bardziej gwałtowny manewr, tym większa utrata energii i co za tym idzie prędkości. Po drugie ogromne prędkości znacząco utrudniają działanie systemów naprowadzania, opartych w tego rodzaju rakietach najczęściej o systemy optyczne oraz radarowe rozpoznające teren poniżej i porównujące z zapisaną w pamięci mapą. Po prostu wokół pocisku wpadającego w gęste warstwy atmosfery z prędkością hipersoniczną tworzy się plazma, wpływająca na działanie czujników. Najprostszym rozwiązaniem obu tych problemów jest po prostu zwolnić. Wtedy ułatwia się jednak pracę systemów przeciwrakietowych.

Rosjanie nie są pierwszymi, którzy się mierzyli z takimi problemami. Amerykanie na przełomie lat 70. i 80. opracowywali podobny do Iskanderów, choć większy, pocisk Pershing II. Co do zasady też był hipersoniczny, a jego głowica też manewrowała w ostatniej fazie lotu. Żeby osiągnąć zakładaną precyzję, amerykańska rakieta po prostu wykonywała specjalny manewr, mający za zadanie ją spowolnić i dać czas na działanie systemów naprowadzania. Ponieważ system Pershing II wycofano ze służby w 1991 roku, to wiemy o tym dokładnie z odtajnionych dokumentów. W przypadku Iskanderów/Kindżałów nie ma tak dobrych źródeł informacji, jednak nieoficjalnie mówi się o tym, że również muszą istotnie zwalniać w ostatniej fazie lotu, wykonując swoje manewry unikowe i naprowadzając się na cel. Prędkość głowicy spada na tyle, że jest w zakresie umożliwiającym przechwycenie.

Załadunek głowicy systemu Awangard na rakietę spoczywającą w podziemnym silosie Rosyjska broń hipersoniczna nic nie zmienia

Powody do zadowolenia, ale nie ignorancji

Efekty są takie, że w praktyce Kindżał czy Iskander, nie są niczym niemożliwym do strącenia. Lot hipersoniczny nie ma tutaj akurat znaczenia, skoro w ostatniej krytycznej fazie ataku i tak trzeba zwolnić. Dlatego też zestrzelenie Kindżała nad Kijowem przez świeżo dostarczony amerykański system Patriot jest jak najbardziej możliwe i stanowi dobry przykład na to, że wszelkie oficjalne twierdzenia Rosjan i to, co piszą w folderach reklamowych swoich systemów uzbrojenia, trzeba traktować z dużą dawką zdrowego sceptycyzmu. Nie mamy do czynienia z żadnymi radykalnie przełomowymi broniami, przed którymi nie ma obrony. Niezmiennie dba o to fizyka.

Jednocześnie ten incydent na pewno będzie szczegółowo badany przez Amerykanów. Bo to, że teoretycznie system Patriot jest w stanie strącać pociski w rodzaju Iskander/Kindżał i robił to w trakcie testów, to jedno. Czym innym jest jednak osiągnąć taki efekt w realnych warunkach bojowych. Nie ma lepszego sprawdzianu i weryfikacji dekad prac nad systemem Patriot, niż skuteczne przechwycenie najlepszego co może użyć wojsko Rosji. Cieszy, tym bardziej że właśnie tego rodzaju broń została zakupiona przez polskie wojsko do zapewnienia obrony przeciwlotniczej/przeciwrakietowej i jej pierwsze egzemplarze wchodzą właśnie do służby w Polsce.

Nie oznacza to jednak, że Kindżał czy Iskander to śmiesznostki, które można ignorować. Wręcz przeciwnie, przy odpowiednim użyciu to potencjalnie groźna broń. Obrona przed nimi jest trudna i wymaga drogich oraz skomplikowanych systemów antyrakietowych, których zawsze będzie za mało. Rosjanie mieli od początku wojny odpalić już kilkadziesiąt Kindżałów, a dopiero teraz mamy do czynienia z pierwszym zestrzeleniem. Nie znamy skutków wcześniejszych uderzeń, ponieważ Ukraińcy się tym nie chwalą. Głównym ograniczeniem skuteczności Kindżałów pozostanie najpewniej nie to, że będą strącane, ale problem z wyznaczaniem im celów. Rosjanie mają bardzo słabe rozpoznanie na dalekich dystansach. Prawie nie mają odpowiednich satelitów, samolotów i dronów. Są ślepym bokserem. Nawet najwybitniejszy kompleks uderzeniowy będzie w takiej sytuacji umiarkowanie skuteczny. Wojsko to system naczyń połączonych i słabość jednego elementu wpływa na pozostałe.

Więcej o: