Orbita to już za mało. Kreml odlatuje w rejony megawulkanów i spisków

Atak dronów na Kreml to spisek Amerykanów. Wojna w Ukrainie niewarta wspominania. To obrona Rosji przed perfidnymi Anglosasami, którzy chcą całego świata dla siebie. Potrzebują zwłaszcza rosyjskiej ziemi i surowców, bo budzi się superwulkan Yellowstone. Brzmi absurdalnie? To Kreml nadaje.

W tej kremlowskiej wizji świata wojny w Ukrainie się nawet specjalnie nie wspomina. Ukraińcy nie mają znaczenia. To tylko element tytanicznych zmagań heroicznego narodu rosyjskiego z neonazistowskimi elitami Zachodu. Zwłaszcza państw anglosaskich, czyli USA i Wielkiej Brytanii, które chcą zniszczyć wielką i wspaniałą cywilizację Rosji.

Zobacz wideo

Winne wszystkiego są USA

Na taką wizję świata a'la Kreml są dwa dobre przykłady z ostatniej doby. Po pierwsze w postaci reakcji na atak dwoma dronami wymierzony w Kreml, który miał miejsce w nocy z wtorku na środę. Tak naprawdę nie ma pewności, kto za nim stoi. Ukraińcy wypierają się odpowiedzialności. Kreml najpierw bez cienia wątpliwości wskazał "reżim kijowski". W pierwszym oświadczeniu administracji Putina nazwano atak "aktem terrorystycznym i zamachem na prezydenta". Dzień później narracja uległa szybkiej modyfikacji. Dostosowano ją do głównego nurtu propagandy. Winne są USA. - Próby wypierania się tego przez Kijów i Waszyngton, są oczywiście absurdalne. Wiemy bardzo dobrze, że decyzje odnośnie takich działań, takich ataków terrorystycznych, nie są podejmowane w Kijowie, ale w Waszyngtonie - stwierdził rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow. Wyraził przekonanie, że USA są "bez żadnych wątpliwości" winne.

Drugi przykład to obszerna rozmowa z Nikołajem Patruszewem zamieszczona w dzienniku "Izwiestia". To co mówi ten człowiek, ma znaczenie. - Gdybym miał wymienić trzech najbliższych Putinowi ludzi, to na pewno byłby tam Patruszew. Nic nie łączy tak, jak wspólnictwo w popełnianych zbrodniach - mówi Gazeta.pl Grzegorz Kuczyński, dziennikarz portalu i.pl i autor serii książek na temat mechanizmów władzy putinowskiej Rosji. Patruszew tak samo jak Putin jest wychowankiem KGB. Po rozpadzie ZSRR cały czas w aparacie bezpieczeństwa. Po dojściu Putina na szczyty władzy przez prawie dekadę zarządzał FSB, czyli Federalną Służbą Bezpieczeństwa. Od 2008 roku do dzisiaj sekretarz Rady Bezpieczeństwa, której przewodniczącym jest prezydent. To w trakcie jej obrad są formalnie uzgadniane kluczowe kwestie dotyczące strategii i bezpieczeństwa Rosji.

Rozmowa została opublikowana w kontekście nadchodzących obchodów 9 maja, czyli zwycięstwa w Wojnie Ojczyźnianej. Za rządów Putina to najważniejsze święto państwowe, mające pokazywać siłę Rosji i zdolność jej obywateli do poświęceń. Patruszew uderza w stosowne tony, mające przekonywać czytelników co do wielkości Rosji, Rosjan i perfidii świata zachodniego, od dekad chcącego ich tej wielkości pozbawić. Wojna w Ukrainie praktycznie się w rozmowie nie pojawia. Tylko wspominana jako narzędzie Zachodu do osiągnięcia powyższego celu.

Oblężona forteca Rosja

- Po rozpadzie ZSRR, Waszyngton i Londyn wyobraziły sobie, że mają szansę stworzyć jednobiegunowy świat - stwierdza współpracownik Putina. Pod określeniem "jednobiegunowość" w kremlowskim słowniku kryje się dominacja USA nad całym światem i zdolność Waszyngtonu do narzucania wszystkim swojej woli. Preferowaną przez Rosjan alternatywą jest "wielobiegunowość", którą bardzo lubią też szermować Chiny. Teoretycznie świat, w którym nie ma jednego hegemona i państwa szanują swoje interesy. W praktyce to wizja koncertu mocarstw 2.0, w którym kilka najsilniejszych państw świata decyduje o wszystkim i ma prawo do swoich stref wpływów. W takim układzie Rosja widzi się jako równą Chinom czy USA. - Anglosasi nie porzucają swoich idei jednobiegunowości nawet dzisiaj. Na Zachodzie zniszczenie Rosji, albo zredukowanie jej do postaci trzeciorzędnego państwa pod zewnętrzną kontrolą, jest uznawane za radykalny sposób zmiany porządku światowego - stwierdza Patruszew. Rosja ma być "ością w gardle" Zachodu, przeszkadzając w marszu ku dominacji nad światem. - Anglosasi nie wzięli jednak pod uwagę siły naszego państwa i woli Rosjan do bycia niezależnymi - oznajmia towarzysz Putina.

- Dążąc do dominacji nad światem Anglosasi starają się zafałszować historię, odwrócić wynik wojny (tej jedynej się liczącej dla Rosjan, czyli II wojny światowej - red.), pozbawić Rosję statusu państwa zwycięskiego i jej stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ oraz sprawić, że heroiczny czyn wielonarodowego społeczeństwa sowieckiego zostanie zapomniany - mówi Patruszew. Odwołuje się w ten sposób między innymi do faktu, że w latach 1939-41 ZSRR było sojusznikiem III Rzeszy, co aktualnie w Rosji jest uznawane za kłamstwo i manipulację. Przypominanie o tym to "fałszowanie historii". Tak samo jak przypominanie Rosjanom, jak ogromne znaczenie w ich wysiłku miała pomoc materiałowa aliantów zachodnich. Jak twierdzi Patruszew, USA i Wielka Brytania wspierały III Rzeszę, pomogły nazistom przejąć władzę i wielu przywódców państw zachodnich tamtego okresu miało być ukrytymi miłośnikami Hitlera.

Teraz państwa zachodnie mają dwulicowo z jednej strony szermować hasłami o walce z terroryzmem, podczas gdy same jakoby używają terrorystów i szkolą ich do ataków w Rosji. - Liczą na zasianie strachu wśród obywateli naszego państwa i podważenie jego fundamentów konstytucyjnych - mówi Patruszew. - Zachód stara się na wszelkie sposoby rozbić naszą wewnętrzną jedność państwa i społeczeństwa, zdemoralizować nas i wywołać w nas poczucie niższości - dodaje. Ma to być robione przy pomocy prób narzucania Rosjanom "wymysłów obcych naszej kulturze" takich jak "różnorodność płciowa czy historyczny rewizjonizm".

- Przeciwnicy Rosji są przyzwyczajeni do nadużywania naszej dobroci i szczodrości. [...] Powinniśmy jednak zdecydowanie bronić naszych interesów narodowych, naszej kultury i naszej historii z troski o przyszłość państwa. Machina propagandowa Zachodu nie działa, kiedy styka się z honorem, nobliwością, hartem ducha i niewzruszoną moralnością, które są cechami wrodzonymi naszego narodu. Tradycje duchowe i wartości moralne muszą być wspierane i wzmacniane na każdy możliwy sposób, przy jednoczesnym odkłamywaniu różnych rusofobicznych pseudoteorii naukowych, które są używane jako preteksty do agresywnych działań przeciw naszemu państwu - oznajmia Patruszew. Zachęca przy tym "zacnych" Amerykanów i Europejczyków do ignorowania "waszyngtońskiej antyrosyjskiej propagandy" i przybywania do Rosji, gdzie mogą zostać obywatelami jeśli będą przestrzegać rosyjskiego prawa, wartości i norm kulturowych. - Swoją drogą liczba osób pragnących osiedlić się na stałe w Rosji rośnie. Większość z nich to głęboko wierzący chrześcijanie, którymi blisko do wartości moralnych i etycznych bronionych przez nasze państwo, a deptanych w Ameryce - zapewnia Rosjanin. Dodaje, że USA "dosłownie cofnęły się do czasów średniowiecza" i funkcjonuje tam coś w rodzaju inkwizycji, tylko zwróconej przeciw tradycyjnym wartościom.

W rozmowie Patruszew "wyjaśnia" też dlaczego perfidnym Anglosasom tak bardzo zależy na atakowaniu Rosji. Wszystko przez superwulkan Yellowstone, czyli kalderę wulkaniczną ukrytą pod parkiem narodowym o tej samej nazwie w USA. W przeszłości miały tam miejsce ogromne eksplozje wulkaniczne o katastrofalnych efektach dla całego globu. Nie brakuje teorii, że następna może się zdarzyć niebawem, choć naukowcy specjalizujący się w obserwacji tego miejsca twierdzą, że nie ma dowodów na to wskazujących. Patruszew ich nie potrzebuje. -  Panuje przekonanie, że kres wszelkiego życia w Ameryce Północnej jest nieunikniony. [...] Przy okazji niektórzy w Ameryce argumentują, że wobec możliwej erupcji, wschodnia Europa i Syberia będą najbezpieczniejszymi miejscami na Ziemi. Najwyraźniej to jest powodem, dla którego anglosaskie elity tak bardzo pragną posiąść ten obszar - stwierdza Rosjanin. Dodatkowo twierdzi, że Zachód nie jest w stanie przetrwać bez rosyjskich surowców. - Decydując się na politykę ekologiczną, europejscy oficjele kategorycznie ignorują argumenty profesjonalistów zajmujących się tematem, którzy przekonują o korzyściach wynikających ze współpracy z rosyjskim sektorem energetycznym - mówi.

W tym wszystkim Ukraina ma jasno określoną rolę. - Jest ona potrzebna Amerykanom tylko jako obiekt bezwzględnej eksploatacji zasobów naturalnych. Lokalna ludność się nie liczy. Realizując swoją neonazistowską politykę, Waszyngton już zamienił Ukrainę w obszar, który opuszczają miliony ludzi szukających ochrony przed problemami socjo-ekonomicznymi i faszystowską opresją. - przekonuje Patruszew. - Biały Dom bez problemu będzie prowadził wojnę z Rosją do ostatniego Ukraińca - dodaje na koniec.

Przekaz celowany do innego odbiorcy

W tym wywiadzie znajdujemy wszystko. Wielka, potężna, honorowa, dumna i gotowa do poświęceń Rosja, atakowana przez nienawistny, mały, neonazistowski i żądny dominacji Zachód. Niezachwiana pewność o byciu ZSRR państwem, które podczas II wojny światowej nie zrobiło nic złego, tylko heroicznie walczyło z hydrą faszyzmu. Zupełnie samo, bo zachodni alianci tylko przeszkadzali i wspierali Hitlera. Wiara w to, że Rosja jest ostoją moralności, słusznych wartości i "normalności" w obliczu szaleństw forsowanych przez Zachód, takich jak prawa człowieka, prawa mniejszości seksualnych czy wyznaniowych. Do tego przesłanie o ogromnym znaczeniu rosyjskich zasobów surowców naturalnych, bez których świat się nie obejdzie, więc Zachód i tak kiedyś przyjdzie do tronu na Kremlu przepraszać. Zwłaszcza, że jest on w stanie rozkładu i zmierza ku nieuchronnemu upadkowi.

Tego rodzaju przekaz płynie z Kremla już od wielu lat, ale przed otwartą agresję na Ukrainę był jednak tonowany. Kto chciał to zauważać, ten zauważał. Jednak póki były wzajemne interesy, tak długo taka narracja była zbywana jako dziwactwo przeznaczone głównie na rynek wewnętrzny. Teraz nie ma już żadnych hamulców i jest to coś, co Kreml głośno propaguje wszem i wobec. Dla Polaka taki przekaz jest absurdalny i wręcz głupi, jednak to nie my jesteśmy grupą docelową. Azja, Afryka, Ameryka Południowa, tam wszędzie przesłanie o Zachodzie zdolnym do największych podłości w celu zdobycia ziemi i surowców, trafia na podatny grunt (historia kontaktów Amerykanów i Europejczyków z mieszkańcami tych rejonów jest pełna między innymi tego). Tak samo w Rosji. Propaganda ma to do siebie, że niestety działa. Niezmiennie od wieków.

Czy sam Patruszew i Putin mogą w coś takiego wierzyć? Czy po prostu są cynikami? - Kiedyś myślałem, że to drugie. Jednak chyba na stare lata oni w coraz większym stopniu w to wierzą. Gdyby byli cynikami, nie byłoby tej inwazji, ale powolne rozkładanie Ukrainy i Zachodu od środka - uważa Kuczyński.

Więcej o: