Tajska policja aresztowała Sararat Rangsiwuthaporn we wtorek w Bangkoku. To efekt dochodzenia w sprawie śmierci jej przyjaciółki, która zmarła w czasie podróży z podejrzaną na początku kwietnia - informuje BBC. Kobiety odwiedziły prowincję Ratchaburi, na zachód od Bangkoku, gdzie uczestniczyły w buddyjskim rytuale ochronnym nad rzeką. Siriporn Khanwong nagle upadła i zmarła na brzegu. Sekcja zwłok wykazała, że w jej organizmie były ślady cyjanku. Śledczy twierdzą, że 35-latka otruła przyjaciółkę cyjankiem, a następnie ją okradła. Uważają także, że aresztowana odpowiada za śmierć 11 innych osób, w tym byłego partnera. Sąd nie zgodził się na zwolnienie jej z aresztu po wniesieniu kaucji. Sararat Rangsiwuthaporn nie przyznaje się do winy, choć w chwili aresztowania miała przy sobie butelkę z cyjankiem. Truciznę można wykryć w zwłokach ofiar nawet kilka miesięcy po śmierci, jeśli użyto śmiertelnej ilości. Cyjanek powoduje, że komórki w organizmie są niedotlenione i obumierają. Wśród objawów zatrucia są zawroty głowy, duszności i wymioty.
Morderstwa, które wywołały zaniepokojenie i duże zainteresowanie w całej Tajlandii, rozpoczęły się w 2020 roku. Wśród ofiar, które mogła otruć Sararat Rangsiwuthaporn, były dwie policjantki. Wszystkie ofiary łączyła znajomość z aresztowaną. - Po tym, jak zjedli lub wypili coś razem, byli martwi - powiedział CNN zastępca komisarza policji narodowej gen. Surachate Hakparn. Dodał, że zabójstwa mogły mieć motyw finansowy, ponieważ kobieta miała długi u wielu osób. Rodziny ofiar zgłaszały policji, że pieniądze i biżuteria ich bliskich znikały. Zwykle chodziło o równowartość od 7 do 36 tys. zł. Jedna z ofiar miała też pożyczyć zatrzymanej ok. 30 tys. zł.