Prezydent Francji Emmanuel Macron wyruszył poza Paryż. Od czasu podpisania reformy emerytalnej nie cieszy się on dobrą opinią w swoim kraju. Podczas licznych protestów, które trwały miesiącami Macron przebywał w pałacu prezydenckim. Sojusznicy zachęcali go, aby mimo niesprzyjających nastrojów, spotkał się z wyborcami.
Jak informuje Insider Paper prezydent w środę 19 kwietnia postanowił udać się do Selestat w regionie Alzacji. Mieszkańcy na jego widok zaczęli skandować hasła takie jak: "Dymisja Macrona" czy "Wkrótce upadniesz, zobaczysz". Jeden z demonstrantów oskarżył prezydenta Francji o "skorumpowany rząd, na skalę jakiej nigdy wcześniej nie było".
W tle krzykom towarzyszyły gwizdy miejscowych. Kiedy dziennikarka zapytała polityka o jego odczucia względem negatywnego nastawienia tłumu, odpowiedział: "Miałem gorzej". Wśród zebranych znajdowały się osoby, które chciały wysłuchać, co ma do powiedzenia prezydent. Macron stwierdził, że "są ludzie, którzy są nieszczęśliwi". - Każdy powinien mieć swobodę wyrażania siebie. Potem kraj musi iść naprzód - stwierdził.
Powodem niezadowolenia narodu jest reforma emerytalna, która podniesie wiek emerytalny z 62 do 64 lat. Macron poinformował dziennikarzy, że spodziewał się takiej reakcji, ale incydenty nie powstrzymają go przed spacerami i podróżowaniem po Francji. - Ten gniew musi zostać wysłuchany i nie jestem na niego głuchy - stwierdził Macron.
Macron ma w czwartek odwiedzić szkołę w południowym regionie Herault. Sondaże pokazują, że prezydent ma najniższe poparcie w historii. Następne wybory we Francji odbędą się w 2027 roku. Zgodnie z prawem Macron nie będzie mógł kandydować trzeci raz.