- Ukraina w sensie finansowym jest państwem nieistniejącym, nie jest w stanie się sama finansować. Drastyczny spadek jej wskaźników gospodarczych jest zrozumiały, w końcu trwa wojna. Pytanie brzmi: czy my będziemy wspierać Ukrainę, czy nie - mówił Viktor Orban w piątek rano na antenie Radia Kossuth. - W momencie, gdy USA i Europa odpowiedzą "nie", wojna w Ukrainie się skończy - skwitował.
Wypowiedź premiera Węgier podchwyciły oczywiście kremlowskie media i były prezydent Rosji, a obecnie zastępca sekretarza rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew. "Brawo, to bardzo odważne i trafne słowa jak na europejskiego polityka" - pochwalił Orbana na Telegramie. "Od siebie mogę dodać jedynie, że jak tylko skończy się finansowanie przez Zachód, skończy się sama Ukraina. W końcu nie jest ona nikomu potrzebna" - stwierdził.
Orban przekonywał w piątkowym wywiadzie, że "Węgry, w odróżnieniu od Stanów Zjednoczonych, są przeciwne wojnie". - Przyjaźń amerykańsko-węgierska musi znosić tę różnicę zdań - powiedział szef rządu Węgier. Pierwszy raz skomentował także sankcje, które w środę władze USA nałożyły na Międzynarodowy Bank Inwestycyjny (IIB) w Budapeszcie, zwany często "bankiem szpiegów". - Byliśmy przeciwni sankcjom, ale przyjmujemy je do wiadomości i będziemy ich przestrzegać - zapowiedział. Jego zdaniem nie są to jednak sankcje wobec Węgier, bo na liście sankcyjnej jest tylko jeden węgierski obywatel - Imre Laszloczki, wiceprezes IIB.