"Test wykazał skuteczność militarną nowego międzykontynentalnego pocisku balistycznego do dokonania strategicznego ataku" - podała państwowa agencja KCNA, dodając, że "radykalnie zwiększy on gotowość do dokonania kontrataku i potencjał odstraszania strategicznego". Testy były nadzorowane przez północnokoreańskiego przywódcę Kim Dzong Una, któremu towarzyszyła córka Kim Ju Ae. Na zdjęciach opublikowanych przez Północnokoreańskie media państwowe KCNA, dyktator wygląda, jakby pokazywał dziecku niebo, tymczasem 10-letnia dziewczynka przyglądała się wojskowym ćwiczeniom.
Jak podaje Reuters, cytując północnokoreańskie media państwowe, Kim Dzong Un ostrzegł, że testy broni sprawią, że wrogowie "doświadczą wyraźnego kryzysu bezpieczeństwa i będą nieustannie wzbudzać w nich niepokój oraz przerażenie, podejmując śmiertelne i ofensywne kontrakcje, dopóki nie porzucą bezsensownego myślenia i lekkomyślności działa".
Korea Północna krytycznie odniosła się do ostatnich ćwiczeń wojskowych Stanów Zjednoczonych i Korei Południowej, tłumacząc, że odbiera to jako "eskalację napięć" i dlatego "zintensyfikowała testy broni w ostatnich miesiącach". Jak dodaje agencja Reuters "Ministerstwo Obrony Korei Południowej powiedziało, że Korea Północna wciąż rozwija broń i potrzebuje więcej czasu i wysiłku, aby opanować technologię, co wskazuje, że Pjongjang może przeprowadzić więcej testów".
Reuters cytuje opinie ekspertów wojskowych, którzy podkreślają, że Korea Północna od dawna dążyła do wyprodukowania międzykontynentalnego pocisku balistycznego na paliwo stałe, bowiem znacznie zwiększy on możliwości rozmieszczenia sił nuklearnych na wypadek wojny.
Vann Van Diepen, były ekspert amerykańskiej administracji do spraw uzbrojenia, który obecnie współpracuje z organizacją analityczną 38 North, cytowany przez TVN24 przyznał, że "pociski na paliwo stałe są łatwiejsze i bezpieczniejsze w obsłudze, jak również potrzebują mniej wsparcia logistycznego", przez co są trudniejsze do wykrycia niż rakiety na paliwo ciekłe.
Wczoraj informowaliśmy o tym, że rządowy system ostrzegł mieszkańców, w sprawie pocisku, który może spaść na północną japońską wyspę Hokkaido lub w jej pobliżu. J-Alert – nakazał milionom ludzi na Hokkaido, by natychmiast ukryli się w bezpiecznym miejscu - informuje "The Guardian". Alert został jednak szybko odwołany. Rząd Japonii przekazał później, że ostrzeżenie o ewakuacji awaryjnej, które wydał, a później wycofał, było właściwe i nie zostało popełnione przez pomyłkę.
- Nie poprawiliśmy informacji podanych przez J-Alert. Priorytetowo traktujemy bezpieczeństwo obywateli - powiedział na konferencji prasowej główny sekretarz gabinetu Hirokazu Matsuno. Matsuno dodał, że północnokoreański pocisk zniknął z radarów Japonii natychmiast po wykryciu, a dalsza analiza wykazała, że nie ma możliwości wylądowania na terytorium Japonii, co skłoniło władze do zniesienia ostrzeżenia o ewakuacji.