W środę 12 kwietnia w Amsterdamie obyła się konferencja prasowa z udziałem premiera Holandii Marka Rutte oraz prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Prezydent postanowił odnieść się ponownie do swoich słów, jakie wypowiedział ws. Tajwanu po wizycie w Chinach. Stwierdził wówczas między innymi, że Europejczycy nie powinni brać udział w konflikcie czy być "zwolennikami" Chin lub USA. Jego uwagi wywołały krytykę ze strony wielu polityków po obu stronach Atlantyku. W środę podczas wizyty w Holandii przekazał, że podtrzymuje swoje zdanie. - Bycie sojusznikiem nie oznacza bycia wasalem, nie oznacza, że nie mamy już prawa do samodzielnego myślenia - powiedział Macron.
- Francja opowiada się za zachowaniem status quo w sprawie Tajwanu - stwierdził prezydent, określając to "stanowiskiem europejskim". Macron podkreślił, że Paryż "popiera politykę jednych Chin i poszukiwanie pokojowego rozwiązania sytuacji". - Francja nie musi brać od nikogo lekcji zarówno w sprawie Tajwanu, jak i Ukrainy czy Sahelu - dodał. Jak zauważyła francuska agencja AFP, Macron tym samym w pełni potwierdził swoje wcześniejsze kontrowersyjne wypowiedzi na temat Tajwanu.
Prezydent Francji stwierdził w rozmowie z portalem Politico.eu i "Les Echos", że Europa musi zmniejszyć swoją zależność od Stanów Zjednoczonych i uniknąć wciągnięcia w konfrontację między Chinami a USA w kwestii Tajwanu, co spotkało się z szeroką krytyką. - Pytanie, na które Europejczycy muszą odpowiedzieć… czy w naszym interesie jest przyspieszenie [kryzysu - red.] na Tajwanie? Nie. Najgorsze byłoby myślenie, że my, Europejczycy, musimy stać się naśladowcami w tym temacie i brać przykład z agendy USA i chińskiej przesadnej reakcji - mówił Macron. - Jeśli napięcia między dwoma supermocarstwami się zaostrzą, nie będziemy mieli czasu ani środków na sfinansowanie naszej strategicznej autonomii i staniemy się wasalami, podczas gdy moglibyśmy stać się trzecim biegunem [w porządku światowym - red.], jeśli mielibyśmy kilka lat na rozwój - dodał.