Według informacji przekazanych przez niemiecki dziennik 16 marca o godzinie 9:54 spacerowicz wezwał policję, ponieważ na drodze w pobliżu kempingu Westerland na wyspie Sylt, znalazł czarnego Volkswagena, którego wnętrze było wypełnione pianą z gaśnicy. Jak się okazało, na tylnym siedzeniu było ciało mężczyzny, który miał założoną torbę foliową na głowę. Prawdopodobnie samochód został wypełniony pianą, aby utrudnić funkcjonariuszom zbieranie dowodów.
Z ustaleń policji wynika, że zamordowany to 38-letni Grzegorz S. z Choszczna. Prokurator Generalny Bernd Winterfeldt przyznał, że sekcja zwłok wykazała, iż mężczyzna miał obrażenia głowy oraz nogi i nie miał jednego oka. Niemiecki dziennik pisze, że mogła to być egzekucja.
Znajomi Grzegorza powiedzieli w rozmowie z niemieckim dziennikiem, że nie wiedzą, dlaczego ktoś zamordował mężczyznę, nie miał wrogów i "był przyjacielski". - W pracy można było na nim polegać w stu procentach - dodał kolega zamordowanego Polaka.
Policji mimo podjęcia wielu działań nie udało się odnaleźć sprawcy morderstwa. Zabójca wciąż jest poszukiwany, a niemieccy funkcjonariusze proszą o kontakt każdego, kto może mieć jakiekolwiek informacje związane ze śledztwem.
Mieszkańcy małej wsi Tinnum są przerażeni. Grzegorz S. wynajmował tam pokój na ostatnim piętrze budynku mieszkalnego. Na Sylt przyjeżdżał regularnie od siedmiu lat, gdzie pracował jako malarz. Ostatni raz był w Polsce pod koniec lutego. Osierocił żonę i dwójkę małych dzieci.