Przed czterema laty emerytowany optometrysta Terry Anderson pozwał Gwyneth Paltrow, domagając się od gwiazdy 3,1 mln dolarów odszkodowania. Mężczyzna twierdził, że w 2016 r. aktorka uderzyła w niego na stoku narciarskim w Park City w stanie Utah. Anderson uskarżał się na poważne problemy zdrowotne spowodowane zdarzeniem, m.in. uraz mózgu.
Swój pozew wystosowała Paltrow, wskazując, że to mężczyzna w nią uderzył. Domagała się symbolicznego dolara i zwrotu kosztów sądowych.
Sąd odrzucił żądania Andersona, który potem, zamiast 3,1 mln dolarów, oczekiwał już "jedynie" 300 tys. dolarów.
Drugi proces rozpoczął się w marcu tego roku, przesłuchano kilkudziesięciu świadków. Pełnomocnicy artystki nie tylko wskazywali na jej niewinność, ale udowadniali, że zdarzenie na stoku nie wpłynęło negatywnie na życie mężczyzny. Choć ten tłumaczył, że jego zdrowie jest zrujnowane, odbył w ostatnich latach liczne zagraniczne podróże, także na inne kontynenty.
W czwartek zapadło orzeczenie. Ława przysięgłych po trwającej trzy godziny naradzie uznała, że Paltrow nie odpowiada za wypadek na stoku.
Gdy aktorka wychodziła z sali sądowej, na moment zatrzymała się przy 76-latku. Ten przekazał później, że powiedziała mu: "Życzę ci wszystkiego dobrego". Miał odpowiedzieć: "Dziękuję, moja droga".
***
Porannej Rozmowy i Zielonego Poranka możecie słuchać też w wersji audio w dużych serwisach streamingowych, np. tu: