Izrael stał się "słaby" w oczach przeciwników. "Kraj nigdy nie był tak blisko upadku"

Aleksandra Boryń
Izraelski rząd za sprawą kontrowersyjnej reformy sądownictwa od kilku tygodni mierzy się z falą protestów. Benjamin Netanjahu poinformował, że odkłada swój plan, ale - zdaniem wielu - napięcia już znacznie osłabiły kraj. Lider opozycji uważa, że kraj stał się "zakładnikiem grupy ekstremistów" u władzy, a zdymisjonowany minister obrony ostrzega przed atakami z zewnątrz.

Premier Izraela powiedział członkom swojej koalicji, że wstrzyma plan reformy sądownictwa - podała telewizja Kan, izraelski nadawca publiczny. Wszystko za sprawą licznych protestów i niezadowolenia obywateli. 

W sumie w Izraelu zorganizowano ponad 150 demonstracji. Protestujący zablokowali główną autostradę w Tel Awiwie, a w Jerozolimie przełamali bariery ustawione przed domem szefa rządu.

Reforma sądownictwa, która wywołała tak ogromny sprzeciw, zakładała, że Kneset, czyli izraelski parlament, mógłby mieć decydujący głos w wyborze sędziów izraelskiego Sądu Najwyższego oraz możliwość uchylania ewentualnych orzeczeń tego sądu większością 61 głosów w 120-osobowym parlamencie.

W poniedziałek wieczorem Netanjahu potwierdził, że zdecydował o wstrzymaniu prac nad reformą sądownictwa. Przekazał, że jest "świadomy napięć", które mają miejsce w Izraelu.

Premier niby zdymisjonował ministra obrony, ale jednak nie do końca 

Jednym z krytyków reformy był Joaw Galant, minister obrony z Likudu, partii Benjamina Netanjahu. Polityk wzywał do negocjacji między koalicją rządzącą a opozycją. Jego dymisji zażądał Itamar Ben-Gewir, minister bezpieczeństwa wewnętrznego, reprezentujący skrajnie prawicowego koalicjanta Likudu, partię Żydowska Siła.

W niedzielę Netanjahu poinformował o swojej decyzji, by odwołać Galanta, jednak w poniedziałek przeciwnik reformy wciąż był ministrem - nie otrzymał bowiem oficjalnej dymisji.

"Times of Israel" podaje, że w poniedziałek premier Netanjahu zaproponował cofnięcie zwolnienia ministra obrony, pod warunkiem że zrezygnuje on z zasiadania w parlamencie, by jego miejsce zajęła kolejna osoba z partyjnej listy. Według informacji przekazanych przez portal Galant miał odrzucić propozycję premiera.

Minister obrony ostrzega

Zdymisjonowany minister obrony ostrzegł w poniedziałek, że aktualna sytuacja w kraju sprawia, że bezpieczeństwo Izraela jest zagrożone. Na tajnym posiedzeniu w Knesecie Galant miał stwierdzić, że "według raportów wywiadowczych, istnieje prawdopodobieństwo, że aktualna sytuacja jest okazją dla wrogów do ataku na Izrael" - pisze "Times of Israel".

Portal dodaje, że kilka godzin przed zwolnieniem Galanta wysoki rangą urzędnik, który chciał zachować anonimowość, w rozmowie z dziennikarzami przyznał, że napięcia w związku z reformą sądownictwa sprawiły, że Izrael jest postrzegany w oczach swoich wrogów "jako słaby". Urzędnik dodał, że jego pogląd podzielają szef armii Herzi Halevi, szef Szin Bet (izraelskiego kontrwywiadu) Ronen Bar i szef Mosadu David Barnea.

Izrael "zakładnikiem grupy ekstremistów"

Lider opozycji i były premier Jair Lapid podczas wiecu przed Knesetem ocenił, że Izrael "nigdy nie był tak blisko upadku". - Bezpieczeństwo narodowe jest zagrożone, nasza gospodarka się rozpada, stosunki międzynarodowe są na najgorszym poziomie w historii kraju - mówił.

Lapid dodał, że kraj jest "zakładnikiem grupy ekstremistów, którzy nie mają żadnych hamulców". Wezwał Izraelczyków do dalszych protestów przeciwko "mesjanistycznej, nacjonalistycznej i antydemokratycznej grupie", która znalazła się u władzy. - Ekstremiści sami nigdy się nie zatrzymają. To, co może ich powstrzymać, to wy. Wasza determinacja, wasz patriotyzm i wasza miłość do ojczyzny - mówił.

Więcej o: