Jak poinformował Reuters, cytując oświadczenie ugrupowania Ocma Jehudit (Żydowska Siła), ustawa dotycząca zmian w sądownictwie ma zostać przesunięta na kolejne posiedzenie Knesetu. Ma to pozwolić na przeprowadzenie reformy "w drodze dialogu". Itamar Ben-Gvir, szef tego skrajnie prawicowego ugrupowania koalicyjnego, przekazał, że zgodził się na przesunięcie prac nad zmianami w prawie, pod warunkiem, że ustawa w tej sprawie zostanie przedstawiona na kolejnej sesji parlamentu.
Wcześniej o natychmiastowe wstrzymanie reformy sądownictwa zaapelował do rządu prezydent Izraela Izaak Herzog. Od stycznia tego roku w Izraelu trwają masowe protesty związane z planowaną reformą sądownictwa. Napięta od kilkunastu tygodni atmosfera w Izraelu zaostrzyła się jeszcze bardziej, gdy w niedzielę premier Netanjahu zdymisjonował ministra obrony, który apelował o wstrzymanie kontrowersyjnej reformy. Na ulice miast wyszły setki tysięcy osób, zablokowały zarówno rezydencję premiera, jak i główną autostradę w kraju. W poniedziałek od rana w Izraelu trwa strajk generalny związkowców. Zamknięte zostało główne lotnisko w kraju, a także port morski w Aszdodzie. Nieczynne są szkoły i wyższe uczelnie. Tysiące ludzi zmierzają przed Knesset w Jerozolimie na kolejny antyrządowy protest. Na wieczór z kolei manifestację zapowiedzieli zwolennicy rządu.
Reforma sądownictwa miałaby dać parlamentowi możliwość unieważniania wyroków Sądu Najwyższego. Według sondaży, przeważająca większość Izraelczyków nie chce takich zmian, bo uważa to za zamach na demokrację. Według nieoficjalnych informacji, premier Netanjahu pod presją protestów i prezydenta kraju rozważa wycofanie się z reformy, ale na razie blokują to jego skrajnie prawicowi koalicjanci. Reforma jest sztandarowym projektem koalicji rządzącej. Politycy przekonują, że sędziowie są stronniczy, ale opozycja i eksperci wskazują, że reforma ma tak naprawdę chronić premiera Netanjahu przed pójściem do więzienia. Na polityku ciążą bowiem zarzuty korupcji i sprzeniewierzenia publicznych pieniędzy.