Nie strasz Putin, nie strasz... Broń jądrowa w Białorusi to polityka, nie wojna

Rosja ma zamiar rozmieścić na białoruskim terytorium taktyczną broń jądrową. Jak zapowiedział Władimir Putin, jej skład ma powstać do lipca. To pierwszy raz od rozpadu ZSRR, kiedy Moskwa rozmieszcza taką broń poza swoim terytorium, a nie zabiera w drugą stronę.

W praktyce ten ruch wiele nie zmienia. Oficjalnie zapowiedział go osobiście Putin podczas wystąpienia w telewizji w sobotę. Mówił przy tym, że to zupełnie normalne i nie powinno wywoływać żadnego zdziwienia czy oburzenia, ponieważ choćby USA w podobny sposób trzymają taktyczną broń jądrową na terytorium europejskich członków NATO.

Rosyjski prezydent twierdził, że białoruski dyktator Aleksandr Łukaszenka, prosił go o coś takiego już od dawna. Teraz skończono negocjacje i staje się to faktem.

Odległości bez większego znaczenia

Szczegółowych informacji na temat rozmieszczenia rosyjskiej broni jądrowej w Białorusi Putin oczywiście nie podał. Jedyne konkretne informacje to te, że specjalny skład dla nich ma być gotowy do pierwszego lipca oraz że Białorusini mają mieć już 10 samolotów dostosowanych do przenoszenia broni jądrowej i niesprecyzowaną liczbę wyrzutni systemu rakiet balistycznych krótkiego zasięgu Iskander. Jeśli chodzi o samoloty, to Putin najpewniej miał na myśli maszyny wielozadaniowe Su-30SM, których Białoruś zamówiła 12 w 2017 roku. Powolne dostawy mają miejsce od 2019. Być może jest ich już 10 w białoruskich barwach.

Ze słów rosyjskiego prezydenta wynika, że broń jądrowa pozostanie pod kontrolą Moskwy, w specjalnie zbudowanym składzie obsługiwanym przez Rosjan. Białorusini mogliby jej użyć tylko w sytuacji wojny po wydaniu jej im na polecenie Kremla i najpewniej pod jego ścisłym nadzorem jeśli chodzi o wybór celu. Przynajmniej tak to działa w przypadku porozumień na temat współdzielenia broni jądrowej w ramach NATO. Tak też musiałoby być, aby Rosja nie złamała porozumień międzynarodowych o nierozprzestrzenianiu tego rodzaju uzbrojenia.

Z wojskowego punktu widzenia taki ruch Moskwy i Mińska właściwie nic nie zmienia. Rozmieszczenie broni na Białorusi w żaden istotny sposób nie ułatwia jej użycia w konflikcie z NATO. Jeden z głównych rosyjskich składów broni jądrowej, obiekt Briańsk-18 w pobliżu Briańska, jest 80 kilometrów od granicy z Białorusią. Kolejny, Możajsk-10, w pobliżu miasta o tej samej nazwie, jest 300 kilometrów od granicy. Skład o niższej randze, ale zmodernizowany w ostatnich latach i przechowujący najpewniej głowice taktyczne dla floty i lokalnych oddziałów wojsk lądowych, jest w obwodzie kaliningradzkim. Rosyjska broń jądrowa już jest blisko nas i przeniesienie jakieś najpewniej niewielkiej liczby na terytorium Białorusi samo w sobie nie pogorszy naszego bezpieczeństwa.

Taki ruch wręcz mógłby nieznacznie poprawić sytuację NATO, ponieważ w razie najgorszego ułatwiłby próbę zneutralizowania większej ilości rosyjskiej broni jądrowej. Biorąc pod uwagę, że broń najpewniej będzie miała być przenoszona przez białoruskie Su-30 lub Iskandery, to skład musi być gdzieś w centrum kraju, aby było blisko do bazy tych pierwszych w Baranowiczach i drugich w Osipowiczach. 200-400 kilometrów od Białegostoku.

Myśliwce Su-27 w bazie lotniczej Czkałowsk w Obwodzie Kaliningradzkim Bazy Rosjan przy polskiej granicy widoczne z kosmosu

Polityka, nie wojsko

Rosjanie najpewniej nie postrzegają jednak całej tej akcji w wymiarze militarnym, ale politycznym. Z jednej strony to silniejsze wiązanie do siebie Białorusi. Łukaszenka może być teraz przekonany, że właśnie zwiększył swoje znaczenie dla Kremla, ponieważ stabilność jego reżimu przekłada się na bezpieczeństwo najcenniejszej i najniebezpieczniejszej broni Rosji. Może to też traktować jako wyraz zaufania Moskwy do jego reżimu i wojska, choć w praktyce to ulotne, ponieważ broń jądrowa najpewniej pozostanie pod ścisłą kontrolą Rosjan i w razie jakichkolwiek problemów szybko wywieziona.

Z perspektywy Moskwy taki ruch liczy się jako dalsze przywiązanie do siebie Mińska. Integracja obu państw i ich sił zbrojnych jest pogłębiana. Rosjanie zyskują kolejny powód do stałego utrzymywania swoich sił na białoruskim terytorium, przed czym Łukaszenka niegdyś bronił się jak mógł, choć to już nieaktualne wobec wojny z Ukrainą. Argument o "konieczności zapewnienia bezpieczeństwa składu o strategicznym znaczeniu", może być w przyszłości wykorzystywany przez Rosjan na różne sposoby.

Politycznie dla Moskwy najpewniej liczy się też ogólny przekaz pod adresem Zachodu. Kolejny przejaw słabo zawoalowanych gróźb z użyciem broni jądrowej. Choć oczywiście oficjalnie narracja będzie "my tylko robimy to, co Amerykanie robią od dawna". Taki detal jak fakt, że broni jądrowej USA jest znacznie mniej niż po zakończeniu zimnej wojny, a ta, która została, ciągle jest w tych samych bazach, dla Rosji nie ma znaczenia. Przecież Rosja zawsze jest prawa, sprawiedliwa i zmuszana do aktywnej obrony przez Zachód.

Po reakcjach widać jednak, że państwa NATO przyzwyczaiły się już do prób grożenia atomem ze strony Rosjan. Reakcja Pentagonu sprowadziła się do: "Słyszeliśmy. Według naszych danych aktualnie nic się nie zmieniło w aktywności rosyjskiego arsenału jądrowego. Będziemy obserwować". Najciekawsza może być reakcja Chin, choć publicznie najpewniej Rosja nie zostanie skrytykowana. Jednak dopiero co podczas wizyty Xi Jinpinga w Moskwie, podpisał on wspólnie z Putinem deklarację, której elementem było wezwanie wszystkich mocarstw jądrowych do "powstrzymania się od rozmieszczania broni jądrowej poza swoim terytorium, oraz wycofania tej już tam rozmieszczonej". To ewidentny przekaz pod adresem Amerykanów i ich broni jądrowej w NATO, ale teraz Rosja sama postąpiła wbrew tejże deklaracji.

Xi Jinping i Władimir Putin USA: Rozmowy Xi Jinpinga z Putinem są "dyplomatyczną przykrywką"

Na deklarację Putina najbardziej nerwowo zareagowała Ukraina, co może być zrozumiałe. Ukraińskie MSZ oznajmiło: "Ukraina oczekuje skutecznego przeciwdziałania szantażowi nuklearnemu Kremla ze strony Wielkiej Brytanii, Chin, USA i Francji, w szczególności jako stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ". Jednak w praktyce rozmieszczenie broni jądrowej w Białorusi nie zmieni też nic specjalnego w sytuacji bezpieczeństwa Ukrainy. Jeden z rosyjskich składów tego rodzaju uzbrojenia mieści się 16 kilometrów od ukraińskiej granicy i 70 kilometrów od centrum Charkowa. To Biełgorod-22, w pobliżu miasta o tejże nazwie. W zasięgu ukraińskiej artylerii. Rosja już dzisiaj nie miałaby najmniejszego problemu technicznego w użyciu broni jądrowej przeciw Ukrainie.

Co do zasady tak zwana proliferacja broni jądrowej nie jest jednak niczym pozytywnym. Im więcej państw ją ma, tym statystycznie większa szansa jej użycia. Zwłaszcza jeśli trafia ona na terytorium państw mało przewidywalnych i potencjalnie bardzo niestabilnych politycznie. Takich jak Białoruś pod przywództwem Łukaszenki.

Zobacz wideo
Więcej o: