Kreml z dumą poinformował o wizycie w Mariupolu, jaką odbył Władimir Putin. Rosyjskie media podają, że dyktator dotarł do miasta helikopterem, odwiedził kilka dzielnic samochodem, który sam prowadził i rozmawiał z mieszkańcami miasta na temat jego rozbudowy.
Spotkania Putina z "mieszkańcami" zostały nagrane, a następnie wyemitowane przez rosyjską telewizję. Identyfikacja osób, które pojawiły się obok prezydenta Rosji, nie zajęła długo.
Doradca burmistrza miasta Petro Andriuszczenko opublikował na Telegramie wpis, gdzie szczegółowo opisał, kim są osoby z nagrania, przedstawione jako mieszkańcy Mariupola. Jak wskazał, na wideo widzimy m.in. prorosyjskich obywateli, którzy zajmowali się kradzieżami podczas bombardowań miasta. Jest wśród nich Iryna Wołosatowa, która na nagraniu wylewnie dziękowała Putinowi za jego zwycięstwo, a także rosyjski kolaborant Ołeksij Chawara.
Petro Andriuszczenko w rozmowie z BBC wskazał, że osiedle, które widzimy za plecami Putina, to nieduży rejon, który został odbudowany - reszta miasta jest wciąż w ruinach. Ministerstwo Obrony Ukrainy podkreśliło z kolei na a Twitterze, że prezydent Rosji pojawił się w Mariupolu w nocy, przez co był bezpieczniejszy i mógł pokazać tylko to, co chciał, ukrywając widok zniszczonego przez jego armię miasta.
W czasie rozmów dyktatora z podstawionymi osobami, jedna ze stojących dalej kobiet krzyknęła nagle: "to wszystko nieprawda, to wszystko jest na pokaz!". Na nagraniu widać, jak rosyjski wicepremier Marart Chusnullin i inne osoby znajdujące się za Putinem rozglądają się, chcąc zidentyfikować "intruza".
BBC podaje, że całe nagranie było przez pewien czas dostępne na oficjalnej stronie Kremla. W poniedziałek jednak wideo zniknęło, a na jego miejsce pojawiła się zmontowana wersja, w której krzyku kobiety już nie usłyszymy.
Wizyta Władimira Putina w Mariupolu miała odbyć się niecałe dwa dni po tym, jak Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania prezydenta Federacji Rosyjskiej. Czy do podróży jednak rzeczywiście doszło? Ukraiński wywiad wojskowy wskazuje, że "nie ma dowodów świadczących o tym, że osoba pojawiająca się na nagraniu, to Władimir Putin".