Wiosną ubiegłego roku czeskie Ministerstwo Pracy i Spraw Socjalnych uznało 18 tysięcy osób za znajdujące się w kryzysie bezdomności. Z czego aż 12 tysięcy żyło wtedy na ulicach lub tułało się po noclegowniach. Wielu z nich przebywa w Pradze. Między innymi Mira, który spędził w stolicy Czech już 20 lat. Wcześniej doświadczył bezdomności we Włoszech oraz Francji.
Do Włoch wyjechał dawno temu "za pieniędzmi". Zbierał tam jabłka przez około dwa lata. Później chciał wrócić do ojczyzny, do Czech. Podróżował jednak - jak opowiada - przez Francję i tam zgubił dokumenty. Nie mógł opuścić tego kraju przez rok, aż w końcu został deportowany przez policję. Od tego czasu mieszka na ulicach Pragi, na które trafił przez problemy z alkoholem i narkotykami.
Od kilku miesięcy jest też przewodnikiem po Pradze w organizacji Pragulic. Organizacja ta pomaga osobom w kryzysie bezdomności i zatrudnia ich jako przewodników po tym mieście. Oczywiście pokazują oni Pragę z zupełnie innej perspektywy niż tradycyjny przewodnik. W rozmowie z Gazeta.pl Mira opowiada właśnie o tym, jak wygląda życie na ulicy w stolicy Czech.
Mira: Każdy dzień jest inny. Każdy bezdomny ma też inne przyzwyczajenia. Niektórzy śpią do południa, a inni wstają wcześnie i idą do organizacji charytatywnych. Można tam dostać herbatę i "chińską zupkę". Ja lubię pospać dłużej. Gdy już wstanę, to spotykam się z wieloma osobami, które nie są bezdomne. Mam też przyjaciół na ulicy. Jest wiele miejsc, gdzie spotyka się społeczność bezdomnych. Przeważnie są to parki. Większość bezdomnych tak naprawdę spędza czas na swoich "pasjach" - alkoholu czy narkotykach. Mają też swoje ekskluzywne "kluby", w których się spotykają.
Bezdomni łączą się w grupy. Często na podstawie swoich uzależnień, z którymi trafili na ulice. Takie
"kluby" nie są do siebie wrogo nastawione. Nie walczą ze sobą. Częściej konflikty pojawiają się wewnątrz "klubów" wśród ludzi którzy razem mieszkają i częściej się widują. Przykładowo kłócą się, bo ktoś coś ukradł i ciągle o sobie plotkują. Atmosfera bywa dramatyczna.
Większość bezdomnych rzeczywiście ma uzależnienia. Ale są też tacy, którzy na przykład się rozwiedli, trafili na ulicę i dopiero popadli w alkoholizm. Część osób to po prostu ludzie bardzo aspołeczni, którzy trzymają się na uboczu i nie chcą mieć kontaktu z nikim, nawet z bezdomnymi. Bywają też tacy, którzy tak naprawdę mają domy, ale są przestępcami i zostali bezdomni, aby uniknąć kłopotów.
Tak, znam. Znamy się i wiemy, gdzie w Pradze każdy mieszka. Jeśli na ulicy pojawi się ktoś nowy, jesteśmy podekscytowani i rozmawiamy o nim - czy ktoś go zna, skąd jest itd. Od razu zaczynamy plotkować o nowej osobie.
Nie rozmawiamy o polityce ani o sporcie, bo ludzie tego nie oglądają i nie śledzą wiadomości. W sumie tęsknię za tym. Chciałbym odbyć czasem pełnowartościową rozmowę o polityce lub innym codziennym temacie.
Kiedy się spotykamy, to zwykle rozmawiamy o tym: gdzie kto mieszka, co ostatnio robił i gdzie mogą pojawić się nowe miejsca do życia. To nie jest prawdziwa rozmowa ani kurtuazyjna pogawędka.
Preferuję miejsca ustronne. Ukryte przed światem. Gdzie nie pada i gdzie mogę być sam. Wśród społeczności bezdomnych nie ma wyścigu "kto pierwszy ten lepszy" o najlepsze miejsce do spania. Takie społeczności zazwyczaj osiedlają się w jednym miejscu i ewentualnie mogą zaprosić kogoś z zewnątrz, żeby też się tam ulokował. Ja - choć znam ludzi - nie mogę tam w ogóle wejść, bo nie jestem zaproszony. Mógłbym zostać wyrzucony, jeśli chciałbym tam np. rozbić namiot. Miejsca do spania znajduję, więc na własną rękę.
Pomimo że jestem osobą o głębokim śnie i zazwyczaj nie słyszę żadnych hałasów w nocy, to pod mostem nie byłbym w stanie spać. Przeważnie cały czas jeżdżą po nim samochody.
Powodem, dla którego mosty są tak popularne, jest to, że nie pada tam deszcz ani śnieg. Jest to miejsce chronione. Zapewnia dach nad głową.
Niektórzy bezdomni mają namiot w pobliżu miejsca, w którym śpią, więc zimą mogą się po prostu do nich przenieść. Z nimi mogą się przemieszczać w zasadzie wszędzie. Niektórzy mają też pozwolenia, żeby spać na ogródkach działkowych. Trzeba jednak przyznać, że tegoroczna zima nie była taka zła, więc nie marzłem. Nie odczuwam też zimna jak reszta ludzi jak na przykład ty. Przyzwyczaiłem się do niego.
Staram się znaleźć miejsce, w którym będę mógł zostać jak najdłużej. Jestem skłoteresem. Szukam opuszczonych nieruchomości i gdy taką znajdę jestem w stanie być w jednym miejscu do pięciu lat. Lubię pozostawać w nim tak długo, jak to możliwe. Przeważnie, dopóki nie zostanie zburzone lub nie zostanę z niego wyrzucony.
Zwykle znajduję jedzenie, które jest przeterminowane lub po prostu jakieś resztki. Nigdy nie proszę o nie jednak w restauracji. Szukam go po prostu, gdzie tylko się da. We Włoszech czasami restauratorzy sami dawali nam jedzenie, ale w Pradze to tak nie wygląda.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
W przeszłości było o nie o wiele łatwiej. Można było po prostu dostać pracę i je zarabiać. Było więcej jednorazowych prac i pracodawców, którzy przyjmowali ludzi nieoficjalnie. Teraz sytuacja finansowa osób bezdomnych jest trudniejsza.
Ja tego nie robię, ale też podkreślę, że to nie są duże pieniądze. Zazwyczaj starczy na jedną butelkę wina. Podczas dobrego dnia, spędzonego na żebraniu, można zarobić 300 koron (ok. 60 zł). To też zależy od pory roku. Zazwyczaj w okresie świąt Bożego Narodzenia jest o wiele więcej. Policja też toleruje taką "działalność". Zostawiają bezdomnych w spokoju i naprawdę nic im nie robią.
Większość ludzi wydaje te pieniądze na tabakę, narkotyki lub alkohol. Ja mam też koty, więc kupuję dla nich jedzenie. Jeśli coś zarobią, to trochę odkładają, a później kupują butelkę alkoholu lub coś innego, na co zwykle nie mogą sobie pozwolić. Pieniądze przeznaczamy też np. na baterie do latarek czy inne przedmioty codziennego użytku.
Wiele osób rzeczywiście jest bardzo kreatywnych i twórczych. Przeważnie musimy po prostu naprawiać rzeczy, które już mamy. Jeśli nie możemy ich naprawić, to gdy mamy pieniądze, kupujemy nowe, a gdy nie mamy, to tworzymy własne narzędzia. Ale są też artyści. Niektórzy z nas malują, inni rysują, na przykład ja. Mam kolegę, który mieszka w namiocie i naprawia tam rowery.
Nie, nie dostajemy żadnego wsparcia od miasta czy rządu, ale też nie rzucają nam kłód pod nogi. Naprawdę nie robią nic, żeby moje życie było trudniejsze, a to już coś.
Są też ludzie niezwiązani z polityką, którzy mają dużo pieniędzy i po prostu dają bezdomnym miejsce do życia w naprawdę godnych warunkach.
Unikają nas. W tramwajach zawsze jeżdżę sam. Ludzie odchodzą z mojego powodu. Zawsze siedzę sam i nikt nie chce siedzieć obok mnie, ani nawet być blisko. Niektórzy - najczęściej pijani - denerwują się na nas i krzyczą. Ale nie mogę narzekać. Lubię żyć samemu, na swoich zasadach.
Tak, często ktoś umiera. Mam wielu przyjaciół, którzy odeszli. Prawie każdego roku ktoś umiera w naszym kręgu. Bezdomni nie wiedzą, że są chorzy, więc odchodzą bardzo szybko. Mają problemy z sercem lub z wątrobą z powodu picia. Czasami mają raka, ale nie dowiadują się o tym, dopóki nie umrą, więc się nie leczą.
Zazwyczaj to ignoruję i wierzę, że to minie. Niektórzy ludzie też tak mówią, a po miesiącu odchodzą.
Oczywiście, są dobre i złe dni. Zależą one głównie od pogody i ludzi, których spotyka się w ciągu dnia. Czuję, że mam dużo wolności. Nie muszę przestrzegać zasad, które obowiązują w społeczeństwie. Podoba mi się to.
Życie nie jest wcale złe. Jeśli ktoś chce mieszkać na ulicy i rozumie tego konsekwencje, to życie jest bardzo miłe. Na pewno lepsze niż w nudnym świecie, gdy tylko siedzi się na kanapie i jeździ do pracy.