Na placu Dizengoffa w Tel Awiwie zebrały się tysiące ludzi z flagami Izraela i transparentami "Ratujmy demokrację!". Demonstranci zablokowali ulice w centrum miasta. Według mediów, manifestacje trwają także w takich miastach, jak Jerozolima, Hajfa i Beer Szewa. Odbija się to na gospodarce, co widać choćby w spadającej wartości szekla.
Protesty trwają już 11 tygodni. Ich uczestnicy obawiają się, że reforma, nad którą pracuje parlament, zwiększy władzę polityków nad sądami, co zagrozi demokracji.
Więcej informacji ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Zarzucają też premierowi Netanjahu, że chce wprowadzić reformę, aby uniemożliwić postępowania sądowe przeciwko sobie. Szef rządu nie zgadza się z zarzutami i uważa, że protesty mają go obalić, po tym, jak w grudniu rozpoczął szóstką kadencję. Przeciwko Netanjahu toczą się trzy sprawy sądowe w sprawach o korupcję. Premier Izraela zaprzecza jednak oskarżeniom - informuje Reuters.
Prezydent Izraela Isaac Herzog przedstawił kompromisową ustawę i apelował, by reformę sądownictwa odłożyć w czasie. Jego propozycja została jednak odrzucona przez Netanjahu
Ostatnie tygodnie nas rozdzierają. Ci, którzy uważają, że wojna domowa, w której ludzie będą tracić życie, jest granicą, której nie przekroczymy, nic nie wiedzą. Otchłań jest na wyciągnięcie ręki
- powiedział prezydent Izraela.