Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wydał w piątek nakazy aresztowania Władimira Putina oraz rosyjskiej komisarz ds. praw dziecka Marii Lwowej-Biełowej. MTK podkreślił, że mają być oni odpowiedzialni za bezprawną deportację oraz przesiedlenie dzieci z Ukrainy do Rosji.
- To wszystko jest bardzo dziwne. Wydaje mi się, że jest to wyraźne potwierdzenie, że kiedy nie ma się innych sposobów na zastraszenie, wymyśla się takie całkowicie sarkastyczne rzeczy - stwierdziła Lwowa-Biełowa, komentując nakaz Trybunału w Hadze. - Będę dalej pracować - zapowiedziała.
Stwierdziła również, że działanie MTK dobrze świadczy o jej pracy. - Świetnie, że społeczność międzynarodowa docenia nasze wysiłki na rzecz pomocy dzieciom naszego kraju, to, że nie zostawiamy ich samych w strefie wojny, że wywozimy je i tworzymy im dobre warunki, otaczamy je kochającymi, dbającymi o nie ludźmi. Sankcje przeciwko mnie są z wielu krajów, nawet Japonii, teraz nakaz aresztowania. Ciekawe, co będzie następne - mówiła w rosyjskiej telewizji RTVI.
Maria Lwowa-Biełowa urodziła się w 1984 roku w Penzie nad Surą. Jest żoną księdza Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Ma pięcioro biologicznych i osiemnaścioro adoptowanych dzieci - taką liczbę podaje "The Moscow Times". W październiku 2021 roku Lwowa-Biełowa objęła stanowisko komisarz ds. praw dziecka. Funkcję tę powierzył jej sam Władimir Putin. W mediach nazywana jest czasami "Matuszką Rasiją".
Od początku pełnoskalowej napaści na Ukrainę odpowiada ona za wywóz ukraińskich dzieci z okupowanych terenów do Rosji oraz za ich "integrację" w nowym kraju. Sama Lwowa-Biełowa twierdzi, że to "ewakuacja", która spowodowana jest troską o dobro dzieci. Władze w Kijowie podkreślają jednak, że tak naprawdę są to porwania.
- Ona stoi za tym procederem, ona ten proceder współorganizuje i go broni, i go chwali. (...) Ja bym nie nazywał tego deportacją, to jest po prostu porwanie - powiedział na antenie TVN24 Wacław Radziwinowicz, wieloletni korespondent "Gazety Wyborczej" w Rosji.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
W zeszłym roku Lwowa-Biełowa oznajmiła, że sama adoptowała dziecko, które zostało porwane przez rosyjskich żołnierzy. To 15-letni Filip z Mariupola. Radziwinowicz nazwał ją "kolekcjonerką dzieci". - Nie tak dawno, bo we wrześniu, przyznała się, a potem sobie kwiliła przed Putinem, że spełniło się jej marzenie, bo ma jeszcze chłopczyka adoptowanego z Mariupola, ukraińskiego chłopczyka. Powiedziała, że zawsze o tym marzyła, by mieć takie dziecko - powiedział.
Filip wraz z grupą dzieci z Mariupola został wiosną 2022 roku wywieziony najpierw do Doniecka, a następnie do obwodu moskiewskiego. Według Lwowej-Biełowej nastolatek lubi Rosję, jednak - co podkreśla - nie z każdym ukraińskim dzieckiem jest tak samo. - Mówią negatywnie o prezydencie [Putinie - red.], mówią różne paskudne rzeczy, śpiewają hymn Ukrainy, [mówią - red.] "Chwała Ukrainie" itd. - mówiła we wrześniu, dodając, że "po przejściu pod opiekę rosyjskich rodzin negatywne podejście przekształca się w miłość do Rosji". - Zaczęliśmy pytać chłopaków: "Więc mówisz, że Rosja jest zła. Cóż, niech Rosja będzie zła, masz teraz możliwość powrotu". Żadne z dzieci nie chciało wracać, wszyscy mówili: "Jest nam tu bardzo dobrze" - twierdziła.
Przypomnijmy, na początku marca Daria Herasymczuk, ukraińska rzeczniczka praw dziecka, nazwała ten proceder częścią "kampanii rusyfikacji". - Rosjanie twierdzą, że ewakuowali 738 tys. ukraińskich dzieci. To nie jest ewakuacja, a uprowadzenie i pranie mózgu. To akt ludobójstwa - powiedziała, dodając, że do tej pory Kijów odnotował 16 221 przypadków porwania dzieci.
Herasymczuk podkreśliła, że Rosjanie stosują pięć metod: zabiją rodziców i zabierają dzieci; zabierają dzieci bezpośrednio od rodziców; rozdzielają rodziców i dzieci w tzw. obozach filtracyjnych; wysyłają dzieci na rzekome obozy sportowe lub zdrowotne; porywają dzieci ze szkół specjalnych, internatów i sierocińców.
Rzeczniczka praw dziecka przekazała też wtedy, że do Ukrainy wróciło tylko 307 dzieci, a część z nich została wymieniona jako jeńcy wojenni.
"The Sunday Times" opisywał wówczas historię 15-letniego Witalija, który został zabrany z domu kilka miesięcy wcześniej. - Zadzwonił do mnie, płacząc i mówiąc, że to nie jest obóz dla dzieci, a więzienie. Na łóżkach nie było prześcieradeł. (...) Dzieci karmiono jak świnie i bito, jeśli nie śpiewały rosyjskiego hymnu - powiedziała matka nastolatka.