We wtorek nad Morzem Czarnym doszło do kolizji rosyjskiego myśliwca i amerykańskiego drona, wskutek czego bezzałogowa maszyna została zniszczona. Władze USA skrytykowały Moskwę, a zachowanie rosyjskich pilotów określiły mianem "nieodpowiedzialnego".
Do zdarzenia doszło około godz. 7:00 rano czasu lokalnego nad wodami międzynarodowymi, około 120 km od Krymu. Według przedstawicieli Pentagonu dwa rosyjskie myśliwce przechwyciły tam amerykańskiego drona MQ-9 Reaper, zrzucały na niego paliwo, po czym doszło do kolizji. Jej skutkiem była utrata napędu przez bezzałogowy pojazd. W efekcie spadł on do morza.
"The New York Times", powołując się na amerykańskich wojskowych, podaje, że dron był nieuzbrojony i "wykonywał typową misję zwiadowczą".
Amerykanie określają działania rosyjskich pilotów mianem "lekkomyślnych i nieuzasadnionych manewrów wysokiego ryzyka". Koordynator komunikacji strategicznej Białego Domu John Kirby powiedział, że o zdarzeniu został poinformowany prezydent Joe Biden. - Przechwytywanie przez rosyjskie samoloty amerykańskich maszyn nad Morzem Czarnym nie jest niczym niezwykłym. W ostatnich tygodniach dochodziło do takich sytuacji. Ale w tym przypadku mamy do czynienia z niebezpiecznym i nieprofesjonalnym działaniem - powiedział Kirby. Z kolei Ned Price, rzecznik Departamentu Stanu, stwierdził, że doszło do "bezczelnego naruszenia prawa międzynarodowego".
Przedstawiciel Pentagonu, który widział nagranie zdarzenia, przekazał PBS, że myśliwiec uderzył w MQ-9 w "niekontrolowany sposób". - To nie jest coś, co widziałbyś u profesjonalnego pilota. To była amatorka - zauważył.
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Rosyjskie Ministerstwo Obrony przekazało, że myśliwiec Su-27 nie wszedł w żaden kontakt z dronem, a tym bardziej nie strzelał do niego. W komunikacie resort podkreślił, że amerykańska maszyna "utraciła wysokość i uderzyła w powierzchnię wody". Agencja Interfax, powołując się na jednego z wojskowych, zaznaczyła, iż dron miał "lecieć w kierunku rosyjskiej granicy państwowej".
- Lot bezzałogowego statku powietrznego odbył się (...) z naruszeniem granic obszaru tymczasowego użytkowania przestrzeni powietrznej, ustanowionego w celu przeprowadzenia specjalnej operacji wojskowej [termin propagandowy, chodzi o wojnę - red.], o którym informowano wszystkich użytkowników międzynarodowej przestrzeni powietrznej - powiedział wojskowy.
Ambasador Rosji w USA Anatolij Antonow całe zdarzenie nazwał "prowokacją". Dyplomata został wezwany do Departamentu Stanu. - Nie chcemy żadnej konfrontacji między Stanami Zjednoczonymi a Rosją. Jesteśmy za budowaniem pragmatycznych relacji z korzyścią dla narodu rosyjskiego i amerykańskiego - stwierdził.
John Kirby zapowiedział, że Departament Stanu przekaże stronie rosyjskiej stanowisko USA w sprawie incydentu. Pentagon nie ujawnił jaką misję nad Morzem Czarnym prowadził amerykański dron. Biały Dom zapowiedział, że USA będą kontynuować loty na tym obszarze, najprawdopodobniej jednak nie odzyska szczątków MQ-9 - w pobliżu miejsca rozbicia się drona nie ma bowiem amerykańskich okrętów.
Jak podkreśla Reuters, to "pierwsze tak bezpośrednie starcia między dwoma mocarstwami od czasu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę".