Morze Czarne. Strącenie drona przez rosyjski myśliwiec. Rosja ma własną wersję wydarzeń. "Amatorka"

Dron MQ-9 Reaper, który został strącony przez rosyjski myśliwiec Su-27, nie był uzbrojony. "Niebezpieczne i nieprofesjonalne działaniem", "bezczelne naruszenie prawa międzynarodowego", "amatorka" - tak zdarzenie komentują amerykańscy urzędnicy. Rosja ma własną wersję wydarzeń.
Zobacz wideo Brutalne zamieszki na ulicach Tbilisi. Powodem ustawa o "agentach zagranicznych"

We wtorek nad Morzem Czarnym doszło do kolizji rosyjskiego myśliwca i amerykańskiego drona, wskutek czego bezzałogowa maszyna została zniszczona. Władze USA skrytykowały Moskwę, a zachowanie rosyjskich pilotów określiły mianem "nieodpowiedzialnego".

PiS. Kaczyński chce trzeciej kadencji i wygranej w wyborach 2023 rokuTajna instrukcja w PiS. Mają mówić, że Platforma to partia pedofili

Zniszczenie amerykańskiego drona nad Morzem Czarnym

Do zdarzenia doszło około godz. 7:00 rano czasu lokalnego nad wodami międzynarodowymi, około 120 km od Krymu. Według przedstawicieli Pentagonu dwa rosyjskie myśliwce przechwyciły tam amerykańskiego drona MQ-9 Reaper, zrzucały na niego paliwo, po czym doszło do kolizji. Jej skutkiem była utrata napędu przez bezzałogowy pojazd. W efekcie spadł on do morza.

Władimir PutinISW: Putin traci kontrolę. Rzeczniczka MSZ mówi o jedno zdanie za dużo

"The New York Times", powołując się na amerykańskich wojskowych, podaje, że dron był nieuzbrojony i "wykonywał typową misję zwiadowczą".

Amerykanie określają działania rosyjskich pilotów mianem "lekkomyślnych i nieuzasadnionych manewrów wysokiego ryzyka". Koordynator komunikacji strategicznej Białego Domu John Kirby powiedział, że o zdarzeniu został poinformowany prezydent Joe Biden. - Przechwytywanie przez rosyjskie samoloty amerykańskich maszyn nad Morzem Czarnym nie jest niczym niezwykłym. W ostatnich tygodniach dochodziło do takich sytuacji. Ale w tym przypadku mamy do czynienia z niebezpiecznym i nieprofesjonalnym działaniem - powiedział Kirby. Z kolei Ned Price, rzecznik Departamentu Stanu, stwierdził, że doszło do "bezczelnego naruszenia prawa międzynarodowego".

Przedstawiciel Pentagonu, który widział nagranie zdarzenia, przekazał PBS, że myśliwiec uderzył w MQ-9 w "niekontrolowany sposób". - To nie jest coś, co widziałbyś u profesjonalnego pilota. To była amatorka - zauważył.

Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl

He JiankuiChiny. "Chiński Frankenstein" chce znowu eksperymentować na ludziach

Rosja się tłumaczy i przedstawia inną wersję wydarzeń

Rosyjskie Ministerstwo Obrony przekazało, że myśliwiec Su-27 nie wszedł w żaden kontakt z dronem, a tym bardziej nie strzelał do niego. W komunikacie resort podkreślił, że amerykańska maszyna "utraciła wysokość i uderzyła w powierzchnię wody". Agencja Interfax, powołując się na jednego z wojskowych, zaznaczyła, iż dron miał "lecieć w kierunku rosyjskiej granicy państwowej".

- Lot bezzałogowego statku powietrznego odbył się (...) z naruszeniem granic obszaru tymczasowego użytkowania przestrzeni powietrznej, ustanowionego w celu przeprowadzenia specjalnej operacji wojskowej [termin propagandowy, chodzi o wojnę - red.], o którym informowano wszystkich użytkowników międzynarodowej przestrzeni powietrznej - powiedział wojskowy.

Ambasador Rosji w USA Anatolij Antonow całe zdarzenie nazwał "prowokacją". Dyplomata został wezwany do Departamentu Stanu. - Nie chcemy żadnej konfrontacji między Stanami Zjednoczonymi a Rosją. Jesteśmy za budowaniem pragmatycznych relacji z korzyścią dla narodu rosyjskiego i amerykańskiego - stwierdził.

John Kirby zapowiedział, że Departament Stanu przekaże stronie rosyjskiej stanowisko USA w sprawie incydentu. Pentagon nie ujawnił jaką misję nad Morzem Czarnym prowadził amerykański dron. Biały Dom zapowiedział, że USA będą kontynuować loty na tym obszarze, najprawdopodobniej jednak nie odzyska szczątków MQ-9 - w pobliżu miejsca rozbicia się drona nie ma bowiem amerykańskich okrętów.

Jak podkreśla Reuters, to "pierwsze tak bezpośrednie starcia między dwoma mocarstwami od czasu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę".

Droga łącząca dwa miasta Blantyre i Lilongwe została uszkodzona po ulewnych deszczach spowodowanych przez cyklon tropikalny Freddy w Blantyre, Malawi. Nieubłagany cyklon, który obecnie uderza w południową Afrykę, zabił już ponad 50 osób w Malawi i Mozambiku, odkąd nawiedził kontynent po raz drugi.Cyklon Freddy sieje spustoszenie w Afryce. "Proszę, ratujcie mnie!"

Więcej o: