Bomby spadły na południu Hiszpanii. Dwie z nich doprowadziły do skażenia ziemi, które trwa od 57 lat

Prawie 60 lat temu doszło do wypadku amerykańskiego bombowca w Almerii na południu Hiszpanii. Jak podaje "El Pais", na terenie Palomares wskaźniki nadal pokazują wysoką radioaktywność obszaru, dlatego też rząd w Madrycie coraz głośniej domaga się od Stanów Zjednoczonych zabrania skażonej plutonem ziemi.

"Hiszpański rząd wyjął z szuflady zapomniane polityczne zobowiązanie, które Madryt i Waszyngton podpisały w październiku 2015 roku. Chodzi o przeniesienie skażonej ziemi z Palomares w Almerii na pustynię Nevada po tym, jak 17 stycznia 1966 roku, dokładnie 57 lat temu, doszło do ogromnej awarii jądrowej" - zaczyna swój artykuł hiszpański "El Pais". Jak zauważają dziennikarze, władze Hiszpanii coraz częściej domagają się od Stanów Zjednoczonych usunięcia skutków katastrofy, która przyczyniła się do skażenia ziemi radioaktywnym plutonem. 

Zobacz wideo Bombowiec B-1B przeleciał nad Warszawą. Nagrania amerykańskiej maszyny z bazy Nellis

Hiszpania. Dwie bomby doprowadziły do skażenia ziemi, które trwa od 57 lat

Do katastrofy lotniczej doszło w 1966 roku w pobliżu miejscowości Palomares na południu Hiszpanii. Wówczas bombowiec strategiczny Boeing B-52 Stratofortress wykonywał manewr tankowania w powietrzu z latającej cysterny KC-135. Niestety pierwsza z maszyn zbyt mocno zbliżyła się do drugiej jednostki. Z tego powodu wysięgnik podajnika paliwa wbił się w kadłub, wyzwalając pożar w zbiornikach cysterny. 

Eksplozja była tak silna, że KC-135 uległo całkowitemu zniszczeniu, a kadłub bombowca przełamał się na pół. W wypadku zginęła cała czteroosobowa załoga cysterny. Z Boeinga B-52 pomyślnie katapultować udało się tylko czterem z siedmiu lotników. 

Problem w tym, że na pokładzie bombowca znajdowały się cztery bomby termojądrowe typu MK28FI. Podczas wybuchu złamała się konstrukcja mocująca pociski, przez co bomby zostały uwolnione i wypadły z uszkodzonego samolotu. Całe szczęście zadziałały systemy kontroli, dzięki czemu nie doszło do poważnej eksplozji jądrowej - po otwarciu się spadochronów hamujących trzy bomby spadły na ląd w pobliżu wioski rybackiej Palomares, a czwarta wpadła do Morza Śródziemnego - udało ją się wydobyć dopiero po 81 dniach akcji z użyciem USS "Petrel". Po wypadku ambasador USA w Hiszpanii i minister zdrowia Hiszpanii demonstracyjnie wykąpali się w morzu, by uspokoić ludzi obawiających się skutku upadku bomby do wody.

USA wywiozły 1,3 tys. m3 skażonej ziemi. Pozostało jeszcze 50 tys. m3

Dwie z bomb, które opadły na ląd, zostały poważnie uszkodzone podczas uderzenia w ziemię. W wyniku tego doszło do eksplozji części ładunków, które odpowiadają w bombie za zapoczątkowanie akcji rozszczepiania plutonu. Wybuch ten spowodował, że część ładunku została rozrzucona po okolicy, powodując skażenie radioaktywne. I chociaż napromieniowana ziemia była już wywożona przez Stany Zjednoczone (chodzi o 1,3 tys. m3 ziemi), to nadal w rejonie upadku bomb urządzenia wykrywają promieniowanie radioaktywne.

Jak podkreślają autorzy materiału DMAX Espana, rząd Francisco Franco nie zapewnił żadnej ochrony strażnikom, którzy przeszukiwali miejsce upadku bomb. Pluton-239, który rozprzestrzenił się po eksplozji ładunków, emituje promieniowanie alfa, a jego okres półtrwania wynosi 24 tysiące lat. Rząd nie przeprowadził badań, by sprawdzić, jak zdarzenie wpłynęło na cywilów, a ponadto, będąc "pod naciskiem władz USA", przez lata nie prowadził monitoringu medycznego. Dopiero w 1986 roku okazało się, że skutki promieniowania radioaktywnego odczuło 29 proc. populacji Palomares. 

 

Obecnie w okolicy znajdują się obiekty turystyczne, jednak ze względu skażenie ziemi Rada Bezpieczeństwa Jądrowego zabroniła budowy dróg czy budynków w okolicach, gdzie doszło do upadku bomb. Tereny te są odgrodzone metalowym ogrodzeniem i stale monitorowane. 

Hiszpański rząd, jak podaje "El Pais", już kilka miesięcy temu przedstawił oficjalną prośbę skierowaną do Waszyngtonu, zaznaczając konieczność wywiązania się z umowy i wywiezienia przez USA ziemi skażonej plutonem. Do tej pory jednak władze w Madrycie nie dostały odpowiedzi. Według agencji EFE w gminie, która jest częścią regionu turystycznego Almerii, wciąż znajduje się około 50 tys. m3 gleby skażonej plutonem. 

Palomares to, zgodnie z amerykańską terminologią wojskową, jeden z najpoważniejszych przykładów "Broken Arrow" ("Złamanej Strzały") - tak w USA nazywa się wypadki związane z bronią nuklearną. Od 1950 roku miało dojść do 32 sytuacji nazwanych tym określeniem. 

Więcej o: