Przypomnijmy, do wypadku z udziałem pociągu pasażerskiego, przewożący ponad 350 osób i pociągu towarowego doszło w pobliżu miasta Larissa na trasie Ateny - Saloniki. Wykoleiły się pierwsze cztery wagony pociągu pasażerskiego, dwa z nich, które się zapaliły, zostały niemal całkowicie zniszczone. Około 200 pasażerów ewakuowano autobusami do Salonik, z czego 26 trafiło do szpitali.
Początkowo podawano, że w katastrofie kolejowej zginęły 43 osoby. Według najnowszych danych liczba ta wzrosła do 57 osób. Może się ona jednak okazać znacznie wyższa. Jak przekazują służby, co najmniej 56 osób uważa się za zaginione. Według policji, w pociągu mogli być także ludzie, których zaginięcia nie zgłosiły dotąd rodziny.
Premier Kyriakos Mitsotakis powiedział, że wszystko wskazuje na to, iż przyczyną tragedii był błąd ludzki. W kilka godzin po zderzeniu pociągów policja aresztowała zawiadowcę jednej ze stacji. Według greckich mediów jest to "najtragiczniejszy wypadek kolejowy, jakiego Grecja kiedykolwiek doświadczyła".
59-letni mężczyzna jest podejrzany o zaniedbanie, które miało doprowadzić do katastrofy. Zawiadowca utrzymuje, że doszło do niej na skutek awarii technicznej.
Więcej informacji ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
W kilku miastach Grecji doszło wczoraj do protestów w związku z katastrofą. Demonstranci uważają, że do tragedii doprowadziły wieloletnie zaniedbania, na które od dawna zwracali uwagę pracownicy kolei.
Do najliczniejszych protestów doszło przed siedzibą spółki Hellenic Trains, odpowiedzianej za utrzymanie greckiej sieci kolejowej. Tam demonstranci starli się z policją. Manifestacje odbyły się również w Salonikach i w Larissie. Do manifestacji przed siedzibą Hellenic Trains doszło także dzisiaj.