BBC podaje, że 59-letni zawiadowca stacji w Larisie nie przyznaje się do zarzutów i twierdzi, że do katastrofy kolejowej doszło najprawdopodobniej ze względu na awarię techniczną.
Według ostatnich danych w katastrofie zginęło co najmniej 36 osób, a ponad 80 trafiło do szpitali. Dwadzieścia spośród nich jest ciężko rannych, a kilka przebywa na oddziałach intensywnej terapii.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Krótko przed północą pociąg pasażerski z Aten do Salonik przewożący ponad 350 osób zderzył się czołowo z pociągiem towarowym w środkowej Grecji, niedaleko miasta Larisa. Trzy pierwsze wagony składu osobowego zostały całkowicie zniszczone. Wybuchł pożar.
- Usłyszeliśmy wielki huk - relacjonował w rozmowie z agencją Reuters 28-letni Stergios Minenis.
- Przewracaliśmy się w wagonie do momentu, aż upadliśmy na boki i zamieszanie ustało. Potem była panika. Kable, ogień. Pożar pojawił się natychmiast. Gdy się przewracaliśmy, doznawaliśmy oparzeń - mówił.
Angelos Tsiamouras opowiadał z kolei w rozmowie z greckim nadawcą ERT, że katastrofa przypominała trzęsienie ziemi. Mężczyzna rozbił okno swoją walizką.
Wśród pasażerów było wielu studentów wracających po długim weekendzie do domu. Według greckich mediów jest to najtragiczniejszy wypadek kolejowy, jakiego Grecja kiedykolwiek doświadczyła. Władze ogłosiły trzydniową żałobę.