Foca, tzw. Dom Karamana. Trzypoziomowy, niewykończony budynek jednorodzinny na zarośniętej posesji. Pewnie mogłaby tu bywać młodzież, ukrywająca się z alkoholem przed dorosłymi, czy próbująca swoich sił w graffiti na nieotynkowanych ścianach. Tymczasem Bośniaczki, nawet dwunastoletnie, były tam niewolnicami seksualnymi serbskich żołnierzy. Jeden z lokalnych watażków zabierał stamtąd kobiety do swojego domu, gwałcił, "wypożyczał" znajomym, by w końcu je sprzedać.
Takich miejsc - bardzo dalekich od naszego wyobrażenia o miejscach kaźni - są w Bośni setki. W miejscowości Kalinovik cywilów więziono w budynku szkoły. Jedna z kobiet, które przeżyły obóz, mówiła później, że Serbowie powtarzali im w kółko, że będą rodzić "małych Czetników" i gwałcą je, by "zasiać serbskie ziarno w Bośni". Gwałty zapowiadała puszczana z głośników serbska pieśń patriotyczna "Marš na Drinu". Najmłodsze ofiary miały 12 lat, najstarsze około 60. Obóz w Kalinoviku wygląda dziś jak porzucona stodoła.
W hotelu Vilina Vals w Wyszegradzie więziono około 200 kobiet, najmłodsza z nich miała 14 lat. W malowniczo położonym ośrodku były wielokrotnie gwałcone, torturowane i w większości przypadków zabijane. W raportach Amnesty International i ONZ Vilina Vlas opisywano jako najlepszy przykład piekła, przez które przechodzą muzułmańskie Bośniaczki. Organizacja The Association of Women Victims of War uważa, że obóz w hotelu przeżyło tylko około 10 kobiet.
Szacuje się, że w czasie wojny ofiarami gwałtów padło między 35 a 50 tys. kobiet. Liczby łatwo zapomnieć, trudniej zapomnieć historie konkretnych osób:
18-latki porwanej z dworca autobusowego w Belgradzie, którą razem z grupą 30-40 osób w miejscowości Visoko oddano za mąkę. Przypalano ją papierosami, cięto żyletkami, poniżano. Została zgwałcona 16 razy. Usłyszała, że "jest za dużo muzułmanów, więc muzułmanki będą rodzić serbskie dzieci".
17-letniej Mersihy i jej 15-letniej siostry Eminy, które wyciągnięto z domu i przewieziono do "motelu gwałtu". Mersiha usłyszała przez ścianę płacz siostry i nigdy więcej już jej nie widziała. Sama od gwałciciela usłyszała, że ma szczęście, bo mógł ją od razu wrzucić do rzeki z kamieniami przywiązanymi do nóg.
15-letniej Mirsady, którą przez całą noc gwałciła grupa żołnierzy i 14-letniej Fatimy, którą gwałciciel chciał zabić, jednak powstrzymał go inny żołnierz, a po wszystkim zostawiono ją przy drodze.
Jasminy Kocarac, na której oczach zabito męża oraz teściów. Dwa tygodnie później trafiła do obozu, gdzie gwałciło ją trzech Serbów. Wszyscy byli jej sąsiadami, jeden z nich był świadkiem na jej weselu.
Setek kobiet, których wspomnienia są zbyt brutalne, by je przytoczyć i tych, które z różnych powodów nigdy nie zdecydowały opowiedzieć o tym, co przeszły.
Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii skazał łącznie 161 osób. Sąd w Hadze był pierwszym międzynarodowym sądem, który uznał gwałty za formę tortur, a niewolnictwo seksualne za zbrodnie przeciw ludzkości.
Za przestępstwa seksualne (dziesiątki tysięcy przestępstw!) skazano jednak tylko około 30 osób. Nieco większej liczbie sprawców sprawiedliwość wymierzyły bośniackie sądy - większość otrzymała jednak śmiesznie niskie wyroki, 3-5 lat pozbawienia wolności.
Vilina Vlas było jednym z miejsc, w którym "urzędował" Milan Lukić, lokalny dowódca serbskiej bojówki Białe Orły. Trybunał w Hadze uznał go za zbrodniarza wojennego i skazał na dożywocie, m.in. za zabicie co najmniej 132 osób w masakrach w Sjeverin i Strpci oraz w budynkach, do których spędzał muzułmańskich Bośniaków i palił ich żywcem.
W orzeczeniu ws. Milana Lukića i jego kuzyna Sredoje słowo "gwałt" pojawia się jakieś 60 razy. O byciu wielokrotnie gwałconymi przez Lukića mówią kobiety ukryte pod numerami VG103, VG108, VG078, VG035, VG063, VG094, ale też konkretne nazwiska - Jasmina Vila, Ifeta Kurspahić i Mujesira Kurspahić.
To jednak nie wystarczyło, by skazać zbrodniarza za popełnione gwałty. Trybunał uznał, że dowody nie są wystarczające i brakuje świadków skłonnych do złożenia zeznań. Bakira Hasecić z The Association of Women Victims of War, która była ofiarą Lukića, a jej siostra zginęła w obozie Vilina Vlas, walczyła o to, by uznać zeznania złożone przed urzędnikami i dostępne dla haskich prokuratorów. Akt oskarżenia uzupełniono, ale wówczas MTKJ uznał, że zrobiono to po czasie.
"Balkan Insight" pisał natomiast o zawiedzionych przez Trybunał kosowskich Albankach, które podczas procesu Slobodana Miloševića były przez niego atakowane, ich zeznania podważano, doprowadzono do ich wtórnej wiktymizacji, a w najgorszym wypadku również niewystarczająco zabezpieczono tożsamość jednej z kobiet, która w rodzinnej miejscowości została rozpoznana i próbowano ją zgwałcić.
W lutym 1993 roku, w środku konfliktu, Jan Paweł II wystosował list do arcybiskupa Sarajewa. Po krótkim wstępie o modlitwie, która "pozwala żywić nadzieję, że tam, gdzie nie ustają walki i cierpienia, już wkrótce zapanuje pojednanie i pokój" i słowach o współczuciu "z cierpieniami pasterzy i mieszkańców Bośni i Hercegowiny", papież przeszedł do umoralniania.
Hierarcha pisał:
Jest szczególnym nakazem chwili, aby pasterze i wszyscy wierni odpowiedzialni za duszpasterstwo rodzin zajęli się sytuacją matek - kobiet zamężnych i niezamężnych - które padły ofiarą gwałtów, zadanych pod wpływem nienawiści rasowej i brutalnej żądzy. Kobiety te, doznawszy tak dotkliwego upokorzenia, muszą teraz spotkać się ze zrozumieniem i solidarnością ze strony swoich społeczności. W tak bolesnej sytuacji trzeba im pomóc w dostrzeżeniu różnicy między aktem godnej potępienia przemocy, zadanej przez ludzi zabłąkanych na manowcach rozumu i sumienia, a rzeczywistością nowych istot ludzkich, których życie poczęło się w takich okolicznościach. Jako stworzone na obraz Boży, także te nowe istoty zasługują na szacunek i miłość, jak każdy inny członek ludzkiej rodziny.
Z całą stanowczością trzeba będzie w każdym razie przypominać, że mające się narodzić dziecko nie ponosi żadnej odpowiedzialności za to, co się wydarzyło i co zasługuje na potępienie, jest zatem niewinne i nie może być w żadnym przypadku uważana za agresora.
Cała wspólnota powinna zatem otoczyć opieką kobiety tak dotkliwie poniżone oraz ich rodziny, aby pomóc im w przekształceniu aktu przemocy w akt miłości i otwarcia się na nowe życie.
Na przemoc nie należy odpowiadać przemocą, zło dobrem zwyciężaj - pisał Jan Paweł II. "To był poziom empatii Jana Pawła II: zgwałconym ('poniżonym') kobietom miał czelność 'z całą stanowczością przypominać', że powinny urodzić dziecko, bo inaczej nie dorastają do standardów etycznych ewangelii" - komentował swego czasu Bartosz Kocejko-Szukalski z OKO.Press.
O podejściu Jana Pawła II do kwestii aborcji pisali też Stanisław Obirek i Artur Nowak w odpowiedzi na rozmowę o papieżu z Adamem Michnikiem. "Jan Paweł II ubolewał, że 'czyny jednomyślnie uważane niegdyś za przestępcze i w powszechnym odczuciu moralnym niedopuszczalne zyskują stopniowo społeczną aprobatę'. Jego obsesje związane z aborcją były iskrą, która podpaliła piekło kobiet" - ocenili.
Ponad 10 lat po wojnie chorwaccy lekarze przeprowadzili badania długofalowych psychologicznych skutków gwałtów. Badano 68 kobiet, bośniackich muzułmanek i Chorwatek, większość zgwałconych więcej niż raz, w 2/3 przez nieznanych oprawców, a w 1/3 przez sąsiadów. Konkluzja była jasna - gwałty wojenne miały głęboki natychmiastowy i długofalowy wpływ na zdrowie psychiczne kobiet, ich funkcjonowanie w społeczeństwie, ich relacje i ich rodziny. Ocalałe cierpiały z powodu zespołu stresu pourazowego, depresji, zaburzeń lękowych i dysocjacyjnych i podejmowały próby samobójcze.
Połowa badanych zaszła w ciążę w wyniku gwałtu - te kobiety miały większy problem z powrotem do zdrowia psychicznego.
Dzieci, które rodziły się w wyniku gwałtów, były straumatyzowane nie tylko okolicznościami ich poczęcia, ale również problemami prawnymi - ich niejasny status związany z formalnym brakiem ojca sprawił, że nazywano je "Niewidzialnymi dziećmi Bośni" lub "Zapomnianymi dziećmi bośniackiej wojny". Zmiany w prawie, m.in. uznanie dzieci za cywilne ofiary wojny, zaczęto wprowadzać dopiero w ubiegłym roku.
Same ocalałe były stygmatyzowane i izolowane, a w końcu zapomniane, razem z ofiarami śmiertelnymi wojny. Bo choć w czasie wojny całe miasta - jak Višegrad i Foca - zamieniono w obozy gwałtu, a kobiety krzywdzono w ich domach, w domach oprawców, w restauracjach, hotelach i szkołach, to "żadne z miejsc, w których popełniano masowe gwałty, nie jest dziś upamiętnione" - pisał portal Kosovo 2.0. I dalej:
"Prawdopodobnie nigdy nie poznamy imion i nazwisk dziewczyn i kobiet, które zginęły w hotelu Vilina Vlas. Oficjalnie są wśród grupy 7500 zaginionych. Po większości z nich nie zostanie znaleziony nawet ślad. Jakby nigdy nie istniały".
Hotel znajduje się dziś w serbskiej części Bośni i Hercegowiny i działa, jak gdyby w jego podłogi i ściany nie wsiąknęła krew bośniackich ofiar. W hotelu, krótko po jego ponownym otwarciu dla turystów, zatrzymał się Peter Handke, austriacki pisarz i negacjonista serbskich zbrodni, którego w 2019 roku uhonorowano Nagrodą Nobla w dziedzinie literatury.
Badacze uważają, że wojna w Bośni stworzyła "hierarchię traum". "Przy tak wielu okrucieństwach popełnionych między 1992 a 1995 rokiem, przemoc seksualna jest uznawana za mniejsze zło niż czystki etniczne i tortury" - wyjaśniało BBC. Choć gwałty były narzędziem czystki etnicznej, mówi się zresztą o "gwałcie ludobójczym". Gwałcone Bośniaczki miały zostać Serbkami, miały być chrzczone, miały rodzić serbskie dzieci.
Jakby tego było mało, osoba o tak ogromnym autorytecie i realnym przełożeniu na świat, nawet nie zwracając się bezpośrednio do kobiet (zresztą w większości muzułmanek), mówiła im, że mają w traumie wytrwać i nieść to ludobójstwo na swoich barkach.
Wojtyła przyłożył rękę do cierpienia kobiet na Bałkanach. I o tym nie wolno nam zapominać.